Maria Piękoś
Dziennik Teatralny
30 października 2010
"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię." - opis początków świata jest nam dobrze znany, tak, jak losy pierwszych ludzi: dzieje wolności, dzieje grzechu, dzieje wygnania, które jest naszym udziałem. Temat wydaje się nam tak archaiczny i powszedni, że aż nieatrakcyjny. Wobec zachodzących współcześnie zmian społecznych warto jednak odkurzyć zapomniane księgi. Teatr Studencki ITP, działający przy KUL-u, chce zapoznać nas z pierwszą parą na ziemi: Ewą i Adamem.
Ach, cóż to był za ślub!… Ewa w pięknej, białej sukni, Adam w eleganckim fraku. I noc poślubna… ukryta za znacznie powiększonym malowidłem Durera, przedstawiającym pierwszych ludzi nagich w ogrodzie. Obraz został przyniesiony przez zapobiegliwe anioły, czuwające nad moralnością scen, prezentowanych przez trupę. Wywoławszy tym pomruki widowni, rozbawionej tą „niespodziewaną” cenzurą, poczęły zajmować się zadowolonymi z siebie nowożeńcami. Miłość tych dwojga jest czysta, szczera. Jednak różnice damsko-męskie niestety już tak… Odwieczne pytanie: „kto wyniesie śmieci?” staje się zarzewiem małego pojedynku słownego, który wygrywa kobieta – mężczyzna sprząta. Z poczuciem zwycięstwa: udowadnia jej, że inteligencja jest zbyteczna w tego typu zajęciach. Pomimo cudowności stworzenia, bycia „na podobieństwo”, oboje są bardzo „ludzcy”, tacy bardzo współcześni: czasami nie potrafią się ze sobą porozumieć, mają przed sobą sekrety, wątpiąc we wzajemną szczerość. Przede wszystkim, odsuwają Boga na drugi plan. Dlatego z taką perfidią między Stworzyciela a Stworzonego wkradł się szatan. Strącony do czeluści po odniesieniu klęski w niebiańskiej bitwie, przygotowuje swoje piekielne zastępy do równie piekielnego planu podbicia świata. Przede wszystkim – zaopatrzenie: nowe skrzydła najnowszego modelu, migające rogi. Szybko zabiera się do realizacji swego postanowienia: zmienia się i swych towarzyszy w konstruktor-chirurgów, skręcając z różnych części dwa humanoidy, dostarczone rajskiej parze. W postaci Kena i Barbie próbują przekonać pierwszych ludzi, że dobre jest to, co jest „modern”. Teraz to oni są kreatorami, stwarzają Nową Ewę (Lady Eve) i Nowego Adama (Sir Adam), na obraz i podobieństwo współczesnego świata. Kobieta zostaje zwiedziona nie owocem, a fatałaszkami, które przykrywają jej nagość, czystość ducha.
Błyszcząca Lady Eve, królowa kiczu, stylizowana na znaną nam aż za dobrze Lady Gagę, daje się wciągnąć w zasadzkę. Zwodzi Adama, który z miłości do żony, zgadza się na wszystko. To „wszystko”, to życie pozbawione prywatności, poddane nie rytmowi dnia i nocy, a wzrostem i spadkiem zainteresowania konsumentów. Staje się produktem z określoną datą ważności, którego coraz bardziej otacza samotność. Nie tylko on ma poczucie utraty czegoś najważniejszego w życiu – Lady Eve z trudem porzuca swój nowy image, wracając myślami do raju, gdzie czeka na nich Bóg. Bóg z zasmuconym obliczem, Bóg zdradzony…
Małżonkowie próbują się znów odnaleźć. W przejmującej scenie biegną za sobą, po śladach pozostawionych chwilę wcześniej. Nie widzą się, brak im nici Ariadny, nade wszystko brak im wewnętrznego kierunkowskazu, mogącego wskazać drogę do siebie nawzajem. W końcu, zmęczeni, padają w objęcia, przygnieceni każącym głosem Boga. Tragikomedia ma strukturę otwartą: pojawia się potomstwo, które zachowuje się jak ich nieudany klon, dzieci Kena i Lady Eve, albo Barbie i Sir Adama. Nie ma już ucieczki – ewolucja społeczno-kulturowa nabiera tempa, szatan odnosi zwycięstwo.
Ten spektakl jest trudny – zawiera w sobie smutną prawdę, która głosi, że kultura współczesna zabiera nam wolność, choć właśnie ona miała ją przynieść. Szukanie własnej tożsamości często prowadzi do jej rzeczywistego zaniku – „gubimy się naśladując innych: oddzielmy się tylko od tłumu, a wrócimy do zdrowia”, twierdzi Seneka. Nie bez racji. Człowiek dzisiejszych czasów – zabiegany, próbujący odnaleźć swoje miejsce w mentalnej drabinie kariery, stara się upodobnić do tych, którym się ta sztuka udała. Jako trybik w mechanizmie czasu, popycha do przodu akcję ludzkiej tragikomedii, „Nowego Współczesnego Raju Utraconego”.
Zaangażowanie młodych ludzi w sztukę teatru jest budujące – pozwala wierzyć w sens jego istnienia i trwanie pewnej misji, do której dawno, dawno temu został zobligowany. Nie wystarczy treść komunikatu, powodzenie jego zależy od formy… Ta w „Nowym Raju Utraconym” została skrupulatnie opracowana – począwszy od bardzo barwnych kostiumów: prześcieradeł, poprzez liście i kwiaty, po szokujący strój Lady Eve – koszmarną blond-perukę i błyszczącą sukienkę ze stożkowatym stanikiem. Neutralne, ciemne dekoracje podkreślały szczegóły, uwydatniały ruchy sceniczne. Piosenki i ciekawy ruch sceniczny spełniały funkcję narratywną: opowiadały o stworzeniu świata, wojnie niebiańskiej. Muzyka w końcowej scenie to z pewnością najpiękniejszy motyw całego spektaklu - dopełniała liryczność tej sekwencji. Na uwagę zasługuje również kołysanka Ewy, wyrażająca moc uczuć do męża.
Spektakl premierowy był 198 występem grupy od momentu powstania, czyli roku 2001, kolejne dwa pokazy pozwoliły osiągnąć liczbę 200. W maju przyszłego roku Teatr ITP świętować będzie dziesięciolecie istnienia, o tyle hucznie, o ile będą mogli ze względu na to trudną sytuację materialną. Założyciel i reżyser – ks. Mariusz Lach – stara się zrobić co w jego mocy, by teatr mógł nadal funkcjonować.