(oczami uczestników "Teatru ITP")
Czyżby wszystkich aż tak pochłonęła nauka, że nie piszecie do naszego dziennika? Wczoraj śpiewaliśmy w kościele akademickim, pod inną nazwą niż ITP, ale z tym samym sercem i zaangażowaniem. Podobno zaśpiewaliśmy jak "Mazowsze", tylko czy to komplement? hmm... Teraz każdy z nas ślęczy zapewne nad książkami, stresuje się zaliczeniami, egzaminami... a w niedługiej przyszłości czekają nas kolejne chwile razem. Już nie mogę się doczekać.
Gosia (I '03)
Coś odnośnie do moich wrażeń z "Historyi". Trochę czasu minęło od naszego ostatniego występu, ale wrażenia i emocje pozostają przecież na długo:) Przyznam się, że ten spektakl na początku wcale mnie nie pociągał - wydawał mi się tak smutny, tak inny od „Toastu", całkiem nie dla mnie. A tu wielka niespodzianka:) spodobało mi się i to o wiele bardziej niż "Toast"! A jeszcze gdy usłyszałam chór... coś cudownego, niepowtarzalnego!!! Wydaje mi się, że naprawdę czuję „Historyję" i cieszę się z tego (po prostu cieszę się:)) za każdym razem (no dobra, prawie za każdym...:)) się wzruszam, a to dla mnie niezwykle ważne! Bardzo mi ona pomogła i chcę więcej:), a wszystkim życzę prawdziwych wzruszeń.
Monika P. (I '03)
W dniu dzisiejszym w kościele akademickim Chór dał pokaz swoich możliwości wokalnych. Kryptonim projektu - Król Lew III. Może i nie było auimaue auimaue ale podobnie brzmiące - pokeleleni tata! pokeleleni lelo. Chociaż za oknem akurat prószył śnieżek, to w serduchach i muzyce przeniesieni byliśmy w klimaty podzwrotnikowe. Podobało się zarówno słuchającym jak i śpiewającym (nawet ksiądz przy ołtarzu kiwał się w rytm muzyki!). A za kilka dni - sesja start! Uff.
Elve (I '03)
No... Dziś śpiewaliśmy w Kościółku Akademickim piosenki afrykańskie CUDOWNIE WYSZŁO!!! (wielkie dzięki dla Kini i całego chóru). Potem - 3. miejsce Adasia Małysza w Zakopanem i... miły wieczorek u Ks. Mariusza! (jeszcze raz serdeczne życzenia imieninowe!) OJ! Taki wspaniały dzień! :) Ale... chyba już skończę bo nie mam weny twórczej... :) Pozdrawiam wszystkich cieplutko!
Aldona (I '03)
Jest to moje dziewicze pisanie w owym dzienniku, ale wcale się nie boję. Właśnie chciałbym przekazać wam moje wybitnie osobiste przesłanie - uczcie się ludzie, pijcie dużo kawy... Dzisiaj zrobiłem sobie odpoczynek, no bo w końcu Niedziela, ale od jutra... Przyszedłem oddać hołd Mariuszowi z racji jego imienin i nawet napiłem się kawy. Muszę już kończyć bo kobieta... ( wiem, że nie jest to szokujący wywód ale i tak strasznie się wysiliłem) ............ aha i pozdrawiam tą, która chce tego.
Boski (I '03)
Atmosfera za kulisami przed powtórnym wystawieniem "Litanii do karpia": tego się nie da opisać. To trzeba zobaczyć na własne oczy!!! Benia zastanawia się czy zdąży zdjąć wszystkie "wsiowe" ubrania przed trzecią piosenką i opracowuje plan szybkiego pozbycia się sukienki. Marcin Serafin miauczy [nikt, nawet on sam, nie wie z jakiego powodu], ktoś poprawia Aldonce sztuczną pupę z poduszki, bo się trochę "obsunęła"... Po prostu piękny obrazek. A ja chciałam bardzo przeprosić za zamieszanie wokół mojego płaszcza do Mądrości. Zrobiłam mnóstwo hałasu ("zginął mi płaszcz", "nie pamiętam, gdzie go położyłam", "pomóżcie mi szukać", "ukradli?") gdy tymczasem dobry duszek -Ania Woźniak - wzięła go do prasowania:) I jeszcze ogłoszenia drobne: po "Litanii" dorobiłam się: dwóch chustek (czerwona i szaro-zielona) oraz szalika. Panie zainteresowane w/w dodatkami proszę o kontakt:))) Mam komórkę!!!!507425679:)))))))) I strasznie się cieszę:) I to chyba tyle. Więcej nie będę pisać, bo mi zaraz zamkną KUL.
Urszuleczk@ (I '03)
A propos ostatniego obłędu wiejskiego... zastanawiam się, dlaczego nikt jeszcze nie wspomniał o tym, że Aldona została okrzyknięta lokalną Jenifer LLLopezzzz- a to ze względu na kształtność wyniosłości, które zgrabnie imitowała poduszka... muszę się przyznać, iż miałem zaszczyt uformować przedziałek na owym bibelocie... . Niestety mało brakowało a całość zakończyłaby się klapą, a to za względu na niefortunnie ustawioną mojąż stópkę na wdzięcznym materiale, z którym Ania S. wybiegła do "Dzbanu". Dzięki interwencji Mrufkaża Ania nie wyrżnęła na posadzkę przed wielce szanownym Audytorium.
Serafin (I'03)
Wróciliśmy z warsztatów, gdzie re-formowali nas Mariusz Kozubek i Marcin Dzwonowski. Warsztaty, jak warsztaty - świetnie spędzony czas, dużo nauki siebie i innych ludzi, dobre jedzenie, wieczór walentynkowy - jednym słowem warsztaty. Nauczyłem się grać w tenisa stołowego (i podkręcać piłki), robić pozycję otwartą i grać Chariots of Fire na klawiszach. A niecały tydzień później kupa nowości: Toast na KULu, przydział finansów od Parlamentu Studenckiego i plotki o przydzieleniu sali dla naszego teatru - w końcu! Toast grało się pięknie, chociaż tak naprawdę to jesteśmy przyzwyczajeni do pełnych widowni. W piątek pierwszy raz widzieli mnie na scenie rodzice. Chyba dostanę wyższe kieszonkowe. Swoją drogą bardzo przyjemnie jest ubrać ten ciężki skórzany płaszcz i uśmiechnąć się diabelsko jeszcze raz... Ale, żeby wpisać się w swój wizerunek muszę trochę ponarzekać, więc - chyba się starzeję. W sobotę - Bal Polonistów (w tym ITPowców)!
Elve (23 II '03)
LUDZIE!!!! Teatr ITP chyba staje się Teatrem na najwyższym poziomie, skoro Nasz Ksiądz Mariusz kupił sobie...NOWĄ PIĘKNĄ KURTKĘ, by wyglądać jak Prawdziwy Dyrektor przy ewentualnych negocjacjach z Ludźmi - zapraszającymi Nas na występy do miejscowości w całym raju!!!:) Tak trzymać... A przy okazji!!! Trzymajcie kciuki, bo załatwiam wyjazd w moje Rodzinne strony! Może pojedziemy na daleeki Śląsk:) Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!
Aldona (5 III '03)
8 marca roku pańskiego 2003 jechaliśmy na Jasną Górę, aby w okrojonym przez przeciwności losu składzie wystawić naszą Historyję. Ku mojemu zdziwieniu przerzedzony skład absolutnie nie martwił naszego księdza Mariusza?!? Od kiedy pojawił się plan wyjazdu do Częstochowy to tu, to tam chodziły słuchy, że scena nie jest zbyt duża. Z tego co mi mówiono wynikało, że będzie ciasno jednak to co zobaczyłem po przyjeździe na miejsce poprawiło mi humor na pół dnia! A to było tak:
Wchodzę do Auli Jan Pawła II i... ręce by mi opadły gdyby nie to, że akurat niosłem dekoracje. Robiąc próby w Lublinie niepotrzebnie ustawialiśmy wszystkie krzesła pod ścianą. Aby otrzymać podobne wymiary wystarczyło odstawić dwa pierwsze rzędy. To bym jeszcze przeżył, ale na widok tego, co nam pozostało po ustawieniu dekoracji zacząłem się śmiać aż do samego spektaklu. Ks. Mariusz zaniepokojony moim stanem dopytywał się czy to z niewyspania. Naprawdę nie wiem o co Mu chodziło!
Podczas Historyjki - bo tak należ nazwać to co tam się działo, kopnąłem dwa razy w dekoracje i do tej pory nie wiem jak one to ustały. Gdy było już po wszystkim wziąłem od Sebastiana przymiar zwijany i z drżącymi z ciekawości rękami przystąpiłem do mierzenia sceny a raczej „sceny" jak się za chwilę miało okazać. „Toś to siok!" tak najkrócej można opisać wynik: 4,8 metra szerokości i 3,2 metra głębokości. Z tą głębokością bywało różnie, bo gdy pojawiały się mikrofony na statywach, malała ona do 2,5 metra. W Czerwińsku, pamiętam to bardzo dobrze, rysowałem na placu drogę wózka, która miała w linii prostej przynajmniej 8 metrów a następnie zakręcała łagodnym łukiem. Pamiętam, hm... a może mi się przyśniło? Po spektaklu stwierdziłem, że Historyję możemy obecnie zagrać baz najmniejszego kłopotu na balkonie zaś Michał Łysiak doszedł do wniosku, że jeszcze trochę i będziemy mogli występować w teatrze kukiełkowym!
I jak tu mówić, że nasz teatr się nie rozwija...
Mazaba (9 III '03)
Na temat Częstochowy wiele napisał już Żaba, więc ograniczę się do takiego stwierdzenia, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie strach przed występem z powodu czyjejś nieobecności, z powodu małej sceny, kiepskich warunków, to pomyślimy wtedy o Częstochowie, uśmiechniemy się i powiemy "nie takie rzeczy już robiliśmy".
Gosia (III'03)