12-15 I - warsztaty w Wytycznie

Był to czas pracy nad spektaklem "Oskar i Róża". Nowa forma, wielka treść, dwójka aktorów i reżyser - wielkie wyzwanie. W domku u sióstr zakonnych w malutkiej miejscowości, odciętej od sieci i miastowego hałasu rozpoczęliśmy pracę nad kolejnym, zupełnie innym spektaklem.
Chwilę po tym jak przyjechaliśmy na miejsce, zaraz po kolacji zaczęliśmy pracę. Pierwsza scena, pierwsze pomysły, dużo chęci i energii do pracy. Zaczęło się obiecująco. Kolejne dni to czas wypełniony posiłkami, chwilą przerwy na gry, oddech, msze święte, ale głównie poświęcony na szukanie rozwiązań scenicznych dla każdego ujęcia spektaklu. Bywały momenty zmęczenia, pytania - czy ten spektakl może się podobać, czy damy radę? Nasza trójka przez parę dni w totalnej ciszy, skupieniu nad treścią Oskara. Udało nam się ustalić przestrzeń, plan scen, całość zaczynała tworzyć spójną historię. Teraz zostało tylko nauczyć się tekstów i włożyć serce aby to co najważniejsze, czyli treść - wybrzmiała odpowiednio dobrze.
Zadowoleni z owoców pracy wracaliśmy do Lublina, zostawiając sobie potem moment oddechu, na przemyślenie tego co wydarzało się w Wytycznie. Był to bardzo dobry czas, odcięcia od rzeczywistości, chwila spokoju i miejsce na zebranie własnych myśli. Lepiej nie mogliśmy sobie tego wymarzyć :) 
/M. Sabak/

16-18 II - PIT (Ostróda)

     Lutowy poranek, zima nadal trzyma, choć i z „nią” różnie bywa... Z kantorka wynosimy czarno-białe elementy scenografii do Ifigenii. W międzyczasie podjeżdża bus, a w nim zaprzyjaźniony kierowca. Pakujemy wszelki itepowo-prywatny dobytek i w drogę! Kierunek: Lublin - Ostróda.

     Tym razem PIT przyszło nam rozliczać na Mazurach. A tak właściwie to "on" rozliczał nas... z teatralnych pomysłów i poczynań. I to nie tylko nas. Przegląd Inicjatyw Teatralnych - bo o taki PIT chodzi - już po raz siódmy zebrał w jednym miejscu salezjańską młodzież.

Mówi się czasem, że nie ważne jest jak się zaczyna, lecz ważne jak się kończy - w przypadku teatru Przebudzeni, słowa te nijak się mają, bo to właśnie spektakl pt. „Szatnia” w ich wykonaniu otwierał tegoroczny przegląd. W pięknym stylu, grupa aktorów zaprosiła wszystkich do "szatni", dzieląc się treścią niby dobrze każdemu znaną, prostą, lecz tak uderzająco prawdziwą, że nie pozostało nic innego jak tylko: owacje na stojąco. Z przedsionków Nieba zeszliśmy następnie do świata grzechu za sprawą spektaklu "Dorian". Wieczór zamykali młodzi gospodarze "Małą emocją".

     Następnego dnia - tradycyjnie - warsztaty w 5-ciu "dziedzinach": improwizacja, trening teatru fizycznego, choreografia, "Miasto Ślepców" oraz zajęcia wokalne (pod naszym czujnym uchem ;) ).

     Wieczorem kolejna dawka spektakli: intrygująca opowieść "Śmierć to zdrowie" teatru Beznazwy oraz "Bóg mordu" w wykonaniu tej zdolnej łódzkiej młodzieży. Teatr Od A do Z widzowie mogli zobaczyć w satyrycznej odsłonie przedstawienia pt. "Biuro matrymonialne", a grupa PoProstu z Legionowa „namalowała” teatralnie "Paletę życia". W międzyczasie najstarszym uczestnikom przeglądu – to znaczy nam – ITePowiczom, przyszło przygotowywać się do swojego, „antycznego” spektaklu, który mieliśmy zaszczyć zagrać w pięknej sali ostródzkiego Centrum Kultury. Doszły nas nawet słuchy, że się podobało ;)

     I wiesz drogi czytelniku: bardzo lubimy ten czas! Bo choć część teatralna to podstawowy punkt programu (gdyby nie teatr, właściwie, by nas tam nie było), to w tych corocznych spotkaniach, gdzie indziej leży istota. Długie rozmowy w oczekiwaniu na swoją kolej pod (jeden!) szkolny prysznic, dzielenie się różnymi spostrzeżeniami i doświadczeniem, spacery nad jezioro i wspólne posiłki. Krótki sen na szkolnych podłogach (bo przecież trzeba się nagadać, pograć w Dixit i Czółko). To wszystko daje nam największą frajdę - i chyba właśnie o to chodzi.

     Do Lublina znów wracamy zmęczeni, ale też uśmiechnięci i bardzo zadowoleni.

/Aleksandra Boruch/


18 II - Ifigenia w Legionowie

 

Ciąg dalszy trasy z „Ifigenią”. Po występie w Ostródzie, przyszedł czas na Legionowo, gdzie zagraliśmy w tamtejszej sali widowiskowej w ratuszu. Zagranie „Ifigenii” w tym miejscu miało być dla nas wyzwaniem. Spektakl jest zawsze grany na scenie oraz na przestrzeni, gdzie są ustawione krzesła dla publiczności. W Legionowie nie było możliwości ustawienia miejsc siedzących, więc musieliśmy grać cały spektakl na scenie. Scenografia była nieco ściśnięta, miejsca nie było za wiele, ale takie wyzwania są jak najbardziej potrzebne! Nie obyło się bez przygód i „drobnych” wpadek, ale koniec końców nie było chyba aż tak źle. Po spektaklu szybkie sprzątanie, pakowanie dekoracji i powrót do Lublina.

/Sebastian Kwiatek/


26 II - JA JESTEM - koncert z okazji 100lecia KULu, z udziałem aktorów biorących udział w projekcie Biblia Audio

 

     Kiedy na Święta Bożego Narodzenia jako prezent wręczałam mojemu tacie komplet płyt "Biblia Audio", nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę miała okazję wystąpić z twórcami słuchowiska. Początkowo miałam być dublerką p. Małgosi Kożuchowskiej i p. Anny Dymnej na próbie generalnej w niedzielę. Okazało się jednak, że nie tylko będę narratorką dwóch Ewangelii na próbach, ale razem z Piotrkiem Jakóbczykiem staniemy na scenie CSK z gronem zawodowych aktorów w poniedziałek - na oficjalnym koncercie. Otrzymaliśmy role Adama i Ewy.
     Emocje były wielkie, tym bardziej, że nasze kwestie ograniczały się do kilku zdań. Były to sceny stworzenia człowieka i wygnania z raju. Musieliśmy być bardzo skupieni, żeby te krótkie momenty wybrzmiały odpowiednio - nie było tu miejsca na pomyłki. Reżyser dawał nam wskazówki, ale zmieniał zdanie dość często i ciężko było nam się dostosować do wymagań ;) Współpraca z nim była jednak bardzo przyjemna.
     Garderobę dzieliliśmy z niezwykle sympatyczną Ewą Lalką, sopranistką, która w czasie koncertu wykonywała wokalizę w momencie śmierci Chrystusa. Była dla nas wsparciem i dyskutowaliśmy o wielu sprawach, okazało się nawet, że zna i ceni nasz Teatr ITP :) 
Dużą radość sprawił mi i Piotrkowi profesjonalny makijaż oraz poczęstunek dla aktorów przed koncertem.

     Kiedy nadszedł czas na wyjście na scenę, stres ustąpił miejsca skupieniu. Nasze 5minut w oka mgnieniu minęło, a po zejściu w kulisy zaczęliśmy zbierać autografy od aktorów, z którymi spotkaliśmy się przy okazji koncertu: Miłogosta Reczka, Jerzego Treli, Leszka Zdunia, Waldemara Barwińskiego, Wojciecha Malajkata, Małgorzaty Kożuchowskiej i Anny Dymnej, zrobiliśmy też wiele pamiątkowych zdjęć, w tym z reżyserem całego przedsięwzięcia, Krzysztofem Czeczotem. A na koniec, po ukłonach, zostaliśmy obdarowani różami. Ja otrzymałam dodatkową od Pana Stanisława Sojki, który wykonywał psalm na otwarcie koncertu we własnej aranżacji :)

     Co jeszcze mogę powiedzieć? Razem z Piotrkiem, podczas prób mieliśmy okazję obserwować jak głosem pracują profesjonalni aktorzy, z niektórymi z nich wymieniliśmy kilka zdań i doświadczeń. Z tyłu sceny panowała bardzo luźna, zabawna atmosfera. Z kolei na scenie i w najbliższych kulisach napięcie rosło z każdą minutą słuchowiska. Było magicznie. Na pewno była to dla nas wzruszająca i ekscytująca przygoda teatralna.

/Ela Redko/

 


2 III - Oskar i róża - premiera


     Tytuł „Oskar i Pani Róża” usłyszałam po raz pierwszy będąc w gimnazjum. Mimo iż „dojrzewanie to jest naprawdę syf!” i nastolatki mają wtedy najgłupsze pomysły, pamiętałam, że książka ta wywarła na mnie i mojej klasie ogromne wrażenie. Nie wracałam już jednak później do dzieła Érica-Emmanuela Schmitta. Za dużo emocji.

     Po kilku latach, gdy człowiek już nieco inaczej patrzy na świat, ów tytuł znów się pojawił w moim życiu. Gdy okazało się, że ITP zamierza wystawić spektakl pt. „Oskar i Róża” czułam, że to będzie coś wyjątkowego. Na początku to był sekret, ale w końcu Martynka się wygadała. No bo jak utrzymać taką wiadomość w tajemnicy? Po cichutku powiedziała nam, że ona będzie Różą, a Jaś Filip zagra Oskara. W sumie logicznie. Chociaż, może gdyby zamienić ich rolami…

     Wiedzieliśmy, że intensywnie pracują nad spektaklem. Dla obojga było to coś nowego, lecz fascynującego. Godziny prób, warsztaty w Wytycznie, no i bach! W końcu nadszedł marzec. Premiera!

     Ciekawie było spojrzeć na spektakl oczami widza. Znać jedynie fabułę, lecz nie mieć pojęcia w jakiej konwencji to zostanie przedstawione. Nawet ustawienie krzeseł dla widowni nie było bez znaczenia. Kameralność przedstawienia sprawiła, że na sali znajdowała się niewielka liczba ludzi, aby każdy dobrze widział co się dzieje na scenie. Wprowadziło to atmosferę swoistej intymności i bliskości z publicznością.

     Już na samym początku przeżyłam zaskoczenie. Ciocia Róża kojarzyła mi się ze starszą, stateczną panią. Tymczasem ukazała się nam kobieta, u której kolor różowy można uznać wręcz za atrybut, a ona sama zdawała się mieć w sobie nieskończone pokłady energii.

     Następnie pojawił się chłopiec. Dosłownie. Mimo iż wiedziałam, że to dorosły młody mężczyzna, patrząc na niego widziałam dziecko. Małego Oskara. Nie polegało to na tym, że Jaś próbował coś udawać lub naśladować. Po prostu nim był. Chusteczka oraz wygolony tył głowy dodawały mu wiarygodności i niewinności. Wszystko to przy dość oszczędnej scenografii, która została świetnie wykorzystana do przedstawienia konkretnych scen.

     Oglądając ich, zapominało się o rzeczywistości. Weszliśmy w tę historię całym sobą i przeżywaliśmy wszystko z bohaterami. Śmialiśmy się, kiedy Róża wspominała swoje zapaśnicze przygody, a Oskar bardzo obrazowo opowiadał o relacjach z kobietami. Płakaliśmy, gdy życie chłopca dobiegało już końca i opiekunka dziękowała Bogu za to, że mogła go poznać.

     Ogromnie wzruszył mnie czarno-biały film ku pamięci Oskara, który wieńczył spektakl.

    Z każdej strony słyszałam pociąganie nosem i szeleszczenie chusteczek. Byliśmy tak poruszeni, że oklaski, na które zazwyczaj nie trzeba długo czekać, wybrzmiały dopiero po minucie. Nagrodziliśmy owacją na stojąco naszych cudownych aktorów, którzy oddali nam cząstkę siebie.

     Czasem warto wrócić do tekstów sprzed lat. Ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że będąc młodsi zupełnie inaczej patrzymy na świat i nie rozumiemy pewnych rzeczy. W „Oskarze i Róży” jest wiele wartościowych sentencji, a jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci: „Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Zawsze jest gdzieś jakiś worek mąki".

/Marcelina Simian/

 


8 III - Dzień kobiet w ITP

     Dzień kobiet... 8 marca. Grzechem każdego faceta byłoby zapomnieć. Miałoby to co najmniej fatalne w skutkach konsekwencje(długofalowe bym rzekł nawet). Nie obyło się zatem o upamiętnieniu tegoż święta w naszym teatrze. Tematem przewodni był w tym roku przez jednych dobrze kojarzony, a przez drugich wręcz przeciwnie okres PRLu. Jako że w tamtym czasie była praca, człowiek nie narzekał bo przecież czy się stoi czy... no właśnie, to lud pracujący był ważny,najważniejszy! Kobiety pracujące na traktory, czy jakoś tak. Bardzo nam zależało na pokreśleniu jak wielką rolę w naszym życiu spełniają nasze kobiety. Trytka, młotek nie są obce, chęć do pracy to jest proste.

     Nasze kobiety otrzymały od nas drobne, kobiecie upominki-prezenty są ważne... wiadomo. Razem na czele z naszym przewodnikiem partii odśpiewaliśmy "hymn kobiet pracujących" jednocześnie bardzo dziękując i podkreślając jak ważna jest dla nas ich obecność w teatrze. Nasze drogie Panie, chapeau bas!

/Łukasz Bożko/

 


7 IV - Faust w Romie

 

Pamiętam opowieści o tym, że ITP występowało kiedyś w Teatrze Muzycznym ROMA w Warszawie. Czytałem wpisy do Dziennika ITP z nadzieję, że może za mojej kadencji też nadarzy się okazja zagrania na deskach warszawskiego teatru. To moje marzenie (myślę, że tak to mogę określić) spełniło się! Wspólnie z Teatrem ITP wystawiliśmy w Romie spektakl „Faust. Więcej światła!”, którego pożegnanie odbyło się pół roku wcześniej na KUL-u, ale mieliśmy przyjemność ponownie wrócić do tego tytułu. Występ odbył się w ramach spotkania młodzieży archidiecezji warszawskiej „Warszawskie Laboratorium Wiary”. Granie na scenie Teatru Roma było fantastycznym doświadczeniem! Z sentymentem będę wspominał ten wyjazd.

/Sebastian Kwiatek/


9 IV - Oskar i Róża w Lubartowie

 

     Chyba najpiękniejszą rzeczą w życiu jest możliwość ciągłego rozwoju, pokonywanie własnych barier i ograniczeń, pięcie się na sam szczyt. A co będzie takim szczytem? Dla jednych będzie to praca w wielkiej korporacji, zostanie światowej sławy chirurgiem lub prawnikiem. Inni obiorą sobie za cel to, by wzruszać, by na chwilę zatrzymać innych w ich rozpędzonej codzienności i pokazać, że „Życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, a jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć.” 
      9 kwietnia 2018r. uczniowie lubartowskiego „Chopina” mieli okazję zobaczyć (i tym samych na chwilę zatrzymać swoje rozpędzone życie) na deskach szkolnej sceny spektakl oparty na książce Erica – Emmanuela Schmitta „Oskar i pani Róża” w wykonaniu Teatru ITP związanego z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Za spektakl odpowiadali: Mariusz Lach sdb (adaptacja tekstu i reżyseria), Grzegorz Tylec (muzyka) i Sebastian Kwiatek (obsługa techniczna). Wystąpili: Martyna Sabak i Jan Filip (absolwent ZS2). Przed wejściem na spektakl Szkolny Klub Wolontariusza zbierał pieniądze, które zostaną przekazane na rzecz podopiecznych Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia.

      Drogi Teatrze ITP!

     Z serca dziękujemy za wasze zaangażowanie, chęć wystąpienia przed naszą szkolną społecznością. Pokazaliście nam prostą historię o tematach niemal określanych mianem tabu. Bo trudno mówić głośno i wprost o chorobie, śmierci, Bogu. Doceniliśmy Was prawdziwym wzruszeniem, ciepłym uśmiechem i gromkimi brawami, ale chyba jeszcze raz warto podkreślić, że w postaci młodego chłopca, Oskara, który przez swoją chorobę w kilka dni musiał przeżyć całe swoje życie, odnajdujemy pewną wiadomość, niemal apel „Codziennie patrz na świat tak, jakbyś oglądał go po raz pierwszy.” Z kolei w postaci pani Róży, która zachwyca swoją bezpośredniością i chyba przede wszystkim szczerością, możemy znaleźć autorytet, wzór nie tylko wolontariusza, ale głównie człowieka. 
      Dzięki kilku prostym zdaniom z dość znanej książki pomogliście podopiecznym Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci. Pokazaliście nam, jak ważne jest to, by realizować marzenia, mówić głośno to, o czym inni boją się wspominać. Swoją pracą poruszyliście nasze serca, przyparliście niemal do ściany, zmuszając do refleksji. Może cała ta opowieść nie jest jedynie prostą historią, która uczy doceniać życie. Może płynie z niej ważniejsze przesłanie, by zawsze dawać z siebie wszystko, w każde działanie wkładać całe serce i nigdy nie zapominać, że wokół są ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy. 
      Czasami trudno powiedzieć dziękuję, gdy ma się świadomość tego, że dziękuję to za mało. Szczególnie trudno to też wtedy zapisać. A jednak to proste słowo kryje w sobie niesamowitą moc. Dlatego w imieniu społeczności Zespołu Szkół nr 2 w Lubartowie dziękuję!

/Iwona Derecka/


27 IV - Oskar i Róża w Parczewie

 

     Dnia 27 kwietnia, na zaproszenie pana Witolda Jakubasa, przyjechaliśmy do szkoły podstawowej nr 3 w Parczewie, gdzie mieliśmy zaprezentować nasz spektakl niezwykle wymagającej publiczności jaką zna teatr - młodzieży.

     Zabrawszy niezbędne rzeczy z naszego kantorka, gotowi na zbliżające się wyzwanie, ruszyliśmy do oddalonego o niespełna 60 km Parczewa. Miała to być największa odległość jaką pokonamy, aby zagrać "Oskara i Różę". Po dotarciu na miejsce okazało się, że kolejnym wyzwaniem będzie zagranie na zdecydowanie mniejszej sali, niż ta, którą dysponujemy na KULu. Miejscem, w którym mieliśmy wystawić sztukę była klasa geograficzna specjalnie dla nas wyciemniona. Kiedy już uporaliśmy się z oświetleniem i scenografią pozostało tylko czekać na publiczność.

     Tego dnia zagraliśmy 2 spektakle, które ku naszej uciesze zostały pozytywnie przyjęte przez uczniów parczewskiej szkoły. Myślę, że pozostali członkowie teatru zgodzą się ze mną, że na uwagę zasługuje postać pana Witolda, polonisty, nauczyciela, który daję się poznać jako prawdziwy nauczyciel z powołania organizujący dla swoich uczniów wiele kulturalnych wydarzeń, zachęcający ich do oderwania się od codziennych zajęć na rzecz sztuki. Dzień ten uważam za niezwykle wartościowy, który dał nam do zrozumienia, że nasz spektakl jest wartościowy również dla nastolatków.

/Jan Filip/


2 V - PROROCK

     "Prorock", którego zagraliśmy 2 maja w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie był wspaniałym wydarzeniem. Graliśmy go po raz drugi, zatem trema - typowa przy premierach - ustąpiła miejsca ekscytacji i ogromnej radości z grania! Genialnym doświadczeniem było stać na jednej scenie z profesjonalnymi aktorami i niezwykle utalentowanymi muzykami.

     Zaobserwowałam również, że próby do drugiego "Prorocka" przebiegały nieco inaczej... Mianowicie było to w większości jedynie szlifowanie, doskonalenie poszczególnych scen! Od dnia, gdy zagraliśmy "Prorocka" pierwszy raz, minęło wiele miesięcy, a mimo to wszyscy aktorzy i muzycy byli profesjonalnie przygotowani do prób, mieli przećwiczone teksty oraz utwory, dzięki czemu próby były czystą przyjemnością! :) 

     Dla mnie ten spektakl był szczególnie ważny, gdyż właśnie nim zakończyłam moją karierę w ITP... ;) Cieszę się, że miałam możliwość zagrać w tym rewelacyjnym spektaklu!!

/Barbara Grzeszczyk/


24 V - Niebieski Ptak

     Teatr ITP ma w zwyczaju powracanie do spektakli sprzed wielu lat. Ostatnio został odnowiony "Prorock". Tym razem padło na widowisko plenerowe "Niebieski Ptak". Właśnie szukałam daty premiery pierwotnej wersji spektaklu, jednak było to taaaaaak dawno, że nawet Dziennik ITP tego nie pamięta.
     Dla nas czas prób przygotowujących do wystawienia widowiska był czasem, w którym w pełni mogliśmy zintegrować się z osobami z najnowszego naboru. Mimo, że nie wyjechaliśmy na warsztaty, wspólne spotkania przy tworzeniu scenografii (czytaj: godziny spędzone w kantorku) dały nam poczucie jedności i odpowiedzialności za siebie na wzajem. W grupie siła!
     Spektakl opiera się przede wszystkim na ruchu i choreografii, wiec próby były wyczerpujące a strój sportowy obowiązkowy. Pracę można było nazwać zmianową- albo tańczysz, albo robisz rekwizyty. Duże podziękowania należą się Justynie Kociubie, która stworzyła choreografię i wytrzymała ciągłe powtarzanie kroków, które już dawno powinniśmy znać. Ciekawostką je

 

st to, że Justyna występowała w "Niebieskim Ptaku" w jego pierwszej odsłonie i z całego serca jej zazdroszczę, że mogła wrócić do tej historii ponownie, wspólnie z nami ją odnowić i najważniejsze- zobaczyć jako widz.
     Premiera nie obyła się bez przygód- zgubione diody, spalony materiał, płaszcz założony na drogą stronę itd. Jednak finalnie widowisko podobno zapierało dech w piersiach. Dla mnie osobiście jest to ważny spektakl i zarazem bardzo bardzo męczący, ale wysiłek włożony w pracę nad rekwizytami, próby z większym i mniejszym składem, litry potu składają się na wspaniały efekt końcowy. Ja jestem z nas dumna, że podołaliśmy temu nie lada wyzwaniu i czekam na kolejne grania.

/Dagmara Winiarczyk/

 


2 VI - Niebieski Ptak na Zamku Lubelskim (Noc Kultury)

 

W 2014 roku wystąpiliśmy na Nocy Kultury z „Opowieściami papieskimi”. Po czteroletniej przerwie ponownie zagraliśmy w ramach tego wydarzenia. Występ mieliśmy zaplanowany na godz. 23.00, jednak już na 21.00 mieliśmy pojawić się na Zamku Lubelskim (tak, to właśnie tak graliśmy!), żeby przygotować rekwizyty i zrobić próbę. Wcześniej, każdy z nas przychodził do kantorka, aby zabrać wszystkie rzeczy do spektaklu i tu zaczęły pojawiać się schodki. Nie mogliśmy znaleźć czerwonych materiałów i sieci! ITePowcy ruszyli z poszukiwaniami. Czerwone materiały udało się w miarę szybko znaleźć, ale gorzej było z siecią. Mieliśmy w głowie myśl, że ostatnio robiliśmy w kantorku wielkie porządki i podczas nich mogła zaginąć sieć. Szukaliśmy dosłownie wszędzie i nic. Pomyślałem sobie, że może przez przypadek sieć została wyrzucona, dlatego wyruszyliśmy do KULowskich kontenerów z nadzieją odnalezienia zaginionego rekwizytu. Niestety, poszukiwania po raz kolejny zakończyły się niepowodzeniem. Pozostawały pytania – „Co teraz? Zagramy bez sieci? Zrobimy nową? Czy zdążymy?”. Wydawało się, że już nie ma żadnych szans na znalezienie sieci… ale jednak! Ola zaproponowała, żebyśmy poszli na dziedziniec, gdzie odbyła się premiera „Niebieskiego Ptaka” i nagle słyszymy „Jest sieć!!!”. Okazało się, że była ona schowana w krzakach, gdzie została od premiery i ktoś zapomniał ją wziąć do kantorka (a były wyznaczane osoby odpowiedzialne za dany rekwizyt :D ). Pełni radości zabraliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy na Zamek. Jeszcze przed naszym występem delikatnie padał deszcz, ale na szczęście tylko chwilowo. Wybiła godzina 23.00 i zaczęliśmy! Uważam, że był to bardzo dobry występ i osobiście byłem zadowolony z zagranego spektaklu. Teraz pytanie – czy ponownie na Nocy Kultury zagramy dopiero za 4 lata? A może teraz co roku będziemy w programie wydarzenia? Zobaczymy :)

/Sebastian Kwiatek/


8 VI - Światowy Zjazd Absolwentów KUL i Niebieski Ptak

 

 

Czerwiec. W powietrzu czuć lato i zbliżające się wakacje, a to oznacza, że zbliżamy się do końca sezonu teatralnego! To zakończenie miało być jednocześnie pożegnaniem z „Niebieskim Ptakiem”, spektaklem, który naprawdę bardzo lubiłem grać i szkoda mi było żegnać się z tym tytułem. Ostatni spektakl wpisywał się w program „Światowego Zjazdu Absolwentów KUL”. Nasz występ odbył się na zakończenie pierwszego dnia wydarzenia (można by rzec, że byliśmy „gwiazdą wieczoru” :P) na Dziedzińcu KUL. Z racji, że premiera „Niebieskiego Ptaka” odbyła się o godz. 21.00, występ na Nocy Kultury o 23.00, to tym razem musieliśmy to jakoś wyśrodkować i zagraliśmy o 22.00. Ostatni występ przed wakacjami był, delikatnie mówiąc, przeciętny. Oczywiście – zawsze mogło być gorzej i to nie było też takie najgorsze zagranie. Teraz czas przerwy. Powód do radości? Wręcz przeciwnie. Wakacje będą raczej czasem tęsknoty za próbami, za występami i za ludźmi. Czekam już z niecierpliwością na warsztaty letnie i Czerwińsk!

/Sebastian Kwiatek/


Warsztaty w Czerwińsku 2-15 IX 2018

 

     Każdy aktor ITP z kolejnymi latami swojej działalności wchodzi w posiadanie arsenału sformułowań, którymi może opisać swoje teatralne doświadczenia. Niektóre z nich to wpadające w ucho pojedyncze kwestie ze spektakli zyskujące z czasem miano wewnętrznych żartów. Inne to zabawne łamańce językowe używane podczas rozgrzewek artykulacyjnych, towarzyszących nam na początku prób. Jednak na pierwszym miejscu zawsze stoi jedno słowo, do którego studenci u nas działający przywiązują się najbardziej.

„Warsztaty”.

     Jako osoba, która dołączyła do teatru w październiku 2017 roku przez długi czas nie rozumiałem, o co w tym tak naprawdę chodzi. No tak, grupa wyjeżdża sobie na dwa tygodnie, pracuje nad spektaklem. I o co tyle szumu? Fakt, to dobre rozwiązanie, bo przez te kilkanaście dni można z niczego zbudować fundamenty dobrego przedstawienia bez martwienia się o kolizje prób z zajęciami. Ale dlaczego, kiedy tylko ktoś wspomina o warsztatach, na ich twarzach pojawia się takie rozmarzenie? Skąd te porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy?

     W niewiedzy trwałem aż do września 2018 roku, kiedy to odbyły się moje pierwsze warsztaty w Czerwińsku nad Wisłą. Fakt, już kilka miesięcy wcześniej dało się wyczuć ekscytację związaną z próbami do prezentacji - integralnej części ITePowych wyjazdów, ale dopiero kiedy przestąpiłem próg klasztoru, w którym mieliśmy spędzić najbliższe tygodnie, zacząłem łapać o co chodzi.

     Początki nie były dla nas łatwe, zaczynając od pierwszej porannej (i dość bolesnej dla tych nierozciągniętych… Czyli właściwie wszystkich) rozgrzewki, a na myślach „Nie pasuję tu. Co mi odbiło, żeby tu przyjechać?” kończąc. Dużego nakładu energii wymagało także dostosowanie się do rygorystycznego grafiku, który przewidywał dziennie nawet do dziewięciu godzin pracy nad spektaklem. Kto normalny by się na coś takiego pisał?

     Musieliśmy jednak szybko uporać się z „kulturowym szokiem” jaki zapewnił nam ksiądz Mariusz – w końcu mieliśmy „Sobowtóry” do zrobienia. I tak zaczęliśmy od uczenia się wspólnych piosenek z Martyną spełniającą się w roli mentorki oraz od rozdzielenia ról. Potem przyszedł czas na choreografię tworzoną we współpracy z czasami załamującą nad nami ręce, czasami wzruszającą się naszymi interpretacjami, ale zawsze służącą radą Justyną. Z kolejnymi dniami coraz bardziej oswajaliśmy się z trybem pracy zaproponowanym przez reżysera. No i zaczęliśmy dostrzegać wartości, jakie możemy przekazać sobą naszej przyszłej publiczności. Zaczęliśmy odnajdywać w scenariuszu głębszy sens. Zaczęliśmy nim żyć.

     Między kolejnymi blokami ćwiczeń wokalnych i ruchowych znalazł się też czas na atrakcje – bo odpoczywać też czasami trzeba. I w ten oto sposób zaliczyliśmy płynięcie łódką po Wiśle, dwa seanse filmowe (I to nie byle jakie. Miało się wrażenie, że polski „Ostatni dzwonek” i amerykańskie „Stowarzyszenie umarłych poetów” stworzono jakby specjalnie dla nas), spotkanie z Magdą Walusiak, która popełniła dla nas „Sobowtóry”, wspomniane wcześniej prezentacje z musicalowym motywem przewodnim, podczas których niejednokrotnie musiałem zbierać szczękę z podłogi, zachwycony talentem i pomysłowością kolegów i koleżanek, a także sesję zdjęciową i karaoke. Poza tym zawsze znajdowaliśmy chwilę lub dwie na niezapomnianą grę w „P”, bilard (kto by pomyślał, że moja pierwsza w życiu partia rozegra się w klasztorze?), planszówki, oraz oczywiście, rozmowy. Mnóstwo, mnóstwo rozmów, czasami trwających do późnych godzin nocnych.

     Niezwykle ważnym elementem warsztatów okazały się być wieczorne modlitwy oraz świadectwa. Początkowo sceptycznie nastawiony do zebrań w kaplicy, gdzieś w połowie wyjazdu złapałem się na tym, że ich wyczekiwałem. Bo rzadko zdarza się, by była okazja do posłuchania, a także wyrażenia rzeczy, którymi ludzie nie dzielą się na co dzień, do tak wielkiego otworzenia się na innych i poznania ich wnętrza. Właściwie każde spotkanie okraszone było łzami tak przemawiających jak i słuchających. Każde poruszało i pozwalało nam się jeszcze bardziej zżyć.

     Nie przesadzę, jeśli powiem, że moment mojego własnego wystąpienia, a także ciepło i wsparcie, jakie spotkało mnie ze strony reszty osób w ITP gdy już je skończyłem będę pamiętał do końca życia.

     Po dwóch tygodniach zawirowań mniej lub bardziej artystycznych mieliśmy spektakl. To znaczy podwaliny spektaklu, bo czekało nas jeszcze doszlifowywanie „Sobowtórów” podczas prób w październiku i na początku listopada. Lecz to, co udało nam się zrobić między drugim a piętnastym września wystarczało, by z pełnym przekonaniem stwierdzić „to będzie hit” - po tym jak jako zespół włożyliśmy w projekt taką ilości pracy i zaangażowania, w grę nie wchodziła żadna inna możliwość.

     Końcówka warsztatów miała słodko-gorzki smak. Z jednej strony ciężko było się rozstawać z Czerwińskiem, ale z drugiej wiedzieliśmy, że nowy rozdział z Teatrem ITP dopiero się dla nas rozpoczynał. A także, że będziemy mieli cały zapas zupełnie nowych powiedzonek do używania na przyszłych próbach.

#szkodażewarsztatysięskończyły

/Konrad Kowalski/


10 X - Oskar i Róża, inauguracja i poświęcenie wyremontowanej sali

KUL, będący uczelnią o profilu w dużej mierze humanistycznym, dba nie tylko o przekazywanie studentom wiedzy teoretycznej, ale także o ich rozwój kulturalny. Aby absolwenci Uczelni mogli być ambasadorami wartości chrześcijańskich, w czasie studiów przygotowują się do poznania i tworzenia kultury. Czynią to między innymi podczas różnorodnych zajęć akademickich, a także w ramach organizacji studenckich – są to grupy wokalne, np. Chór KUL, Chór Duszpasterstwa Akademickiego czy Schola Gregoriana, jak również zespoły teatralne: Scena Plastyczna KUL, Teatr ITP i Teatr Enigmatic.

Do rozwijania talentów potrzebna jest wyraźnie na ten cel przeznaczona przestrzeń. Jak dotąd kulowskie teatry adaptowały do swych potrzeb różne sale wykładowe. Po zakończeniu rozbudowy kampusu głównego w nowym skrzydle Centrum Transferu wiedzy znalazło się pomieszczenie przeznaczone do realizacji działań teatralnych. Obecna sala posiada rozbudowaną scenę, kilka garderób i amfiteatralną widownię, mogącą pomieścić prawie 100 osób. Wymalowana na czarno, wraz ze specjalnie przygotowanym okotarowaniem, sprawia, iż zarówno zajęcia artystyczne, próby, a przede wszystkim spektakle przebiegają w artystycznej atmosferze.

Uroczyste otwarcie sali przez ks. prof. dra hab. Antoniego Dębińskiego, rektora KUL, miało miejsce 10 X 2018 r. Po jego słowie wstępnym i wskazaniu na potrzebę istnienia takiej przestrzeni salę poświecił o. Rafał Sztejka SJ, duszpasterz akademicki KUL, a ks. dr Mariusz Lach SDB, kierownik Teatru ITP, wskazał na plany jej efektywnego wykorzystania. Wieczorem tego dnia była okazja, aby sprawdzić sceniczne możliwości nowo poświęconej sali. Teatr ITP wystawił przy pełnej widowni spektakl Oskar i Róża, oparty na tekście Erica-Emmanuela Schmitta. I chociaż od tego momentu minęło zaledwie kilka tygodni, to okazuje się, że przestrzeń ta, ku zadowoleniu widzów, jest intensywnie wykorzystywana przez kulowskie teatry.

/ks. Mariusz Lach SDB/


17 X - nabór do ITP

 

     Środa. Niby dzień, który dla zwyczajnego ITePowca nie znaczy wiele z racji braku odbywających się wtedy prób. A jednak siedemnastego października zyskał miano środy niemalże historycznej, bo to na ten dzień zapowiedziany został długo wyczekiwany nabór do ITP.

     Krążyły słuchy, że wcześniej ksiądz Mariusz nie widział potrzeby, by go robić. Jak do tego doszło? Nie wiem! Coś jednak wpłynęło na zmianę zdania naszego szefa i mimo początkowych obiekcji ostatecznie postanowił raz jeszcze otworzyć drzwi teatru dla młodych pasjonatów muzyki i sztuki aktorskiej.

     Kiedy na jednej z prób padło pytanie o to, kto będzie odpowiedzialny za wpuszczanie na przesłuchania, ręka Marysi, a także moja dłoń wystrzeliły w górę. Bo jak tu ominąć taką okazję? Rok temu sami cali w nerwach przechodziliśmy casting i dobrze wiedzieliśmy, jak ważne jest dla kandydatów utrzymywanie przez „strażników” pozytywnej atmosfery. Oczywiście jako wpuszczający zyskiwaliśmy też możliwość szybszego poznania przyszłych aktorów, ale głównie chodziło o to, by dobrą energię, którą otrzymaliśmy od Marceli, Kasi i Anity w październiku 2017 roku przekazać dalej.

     Nadszedł wyczekiwany dzień naboru. Zaopatrzony w długopis i jedną z ulubionych koszul ruszyłem pod CTW-02, gdzie spotkałem się z Marysią. Zaczęli też przychodzić pierwsi chętni.

Z Marysią świetnie się uzupełnialiśmy. Podczas, gdy ona z każdą minutą coraz bardziej się nakręcała i zarażała uśmiechem nieco przestraszonych naborem studentów, ja pilnowałem zapisywania ich nazwisk na liście oraz odznaczania tych, którzy spotkanie z księdzem Mariuszem, a także Justyną i Ulą mieli już za sobą. Oboje zaś z zaciekawieniem przyglądaliśmy się „nowym”. Niektórych nawet podsłuchiwaliśmy pod drzwiami. A było co podsłuchiwać – wykonania przygotowanych na casting piosenek docierające do naszych uszu po prostu powalały.

     Po zakończeniu wydarzenia nie omieszkaliśmy nanieść na listę kandydatów swoich własnych uwag, głównie na temat osób, które „chcieliśmy” i przekazać ją reżyserowi. Widocznie wziął pod uwagę te sugestie, bo do ITP dostali się wszyscy nasi faworyci, a także inne robiące bardzo pozytywne wrażenie osoby. Złotą osiemnastkę (!) czeka teraz nie lada wyzwanie – wytrzymać ze starym składem.

/Konrad Kowalski/


21 X/18 XI – „Ifigenia” – pożegnanie z tytułem

 

Pamiętam początki przygotowań do „Ifigenii”. Próby na KUL-u, malowanie ramek, dodatkowe spotkania chóru (potwierdzenie, że takowe się odbyło jest na fanpage’u w filmikach :) ), ćwiczenie piosenek i zmieniające się podkłady niemalże do samej premiery (tak było!). Premiera odbyła się w lutym i od tego czasu, aż do pożegnania, zagraliśmy spektakl łącznie 24 razy! Właśnie – pożegnanie.

Ostatnie grania „Ifigenii” można podzielić na dwie części – maraton pożegnalny na KUL-u i ostatnie wystawienie spektaklu w Seminarium podczas „Cecylianki”. Na początku wspomnę o tym pierwszym pożegnaniu. W zielony spektakl na KUL-u zostały oczywiście wplecione nasze pomysły :) Pojawiły się m.in. słynne ITePowe „raciczki”, Erynie weszły na scenę w okularach przeciwsłonecznych, a na końcu pojawiła się nie pierwsza, nie druga, a trzecia Ifigenia! W rolę tytułowej bohaterki wcieliła się Ula, która przygotowuje nas od strony wokalnej do spektaklu. Było to dla nas niemałe zaskoczenie, gdy zobaczyliśmy ją na scenie (chociaż początkowo myślałem, że to Ela, a dopiero po chwili zobaczyłem, że to jednak nie Ela)! Maraton spektaklowy był udany jak najbardziej. Dzień wcześniej odbył się tradycyjny bankiet pożegnalny, podczas którego żegnaliśmy nie tylko nasze przedstawienie, ale też ósemkę wspaniałych ludzi ITP. Ania, Ela, Miriam, Ola, Julka, Grzesiek, Piotrek i Krzysiek – dla nich to był jeden z ostatnich występów w ITP… ale okazja do wystawienia „Ifigenii” jeszcze się pojawiła!

18. listopada – to właśnie wtedy zebrała się ponownie cała ekipa spektaklu, by tym razem już naprawdę zagrać „Ifigenię” ostatni raz. Powiem szczerze – to nie było najlepsze granie, było kilka wpadek (których może nie będę tu wymieniał :) ), ale ludzie, którzy przyszli na przedstawienie, byli zadowoleni, więc może nie było tak najgorzej.

Nasza przygoda z „Ifi” dobiegła końca. Muszę przyznać, że po raz drugi od kiedy jestem w ITP (a to jest pare dobrych lat) miałem takie uczucie, że to jest faktycznie czas na zakończenie grania tego przedstawienia. Wspomnienia pozostaną, a przed nami kolejne spektakle.

/Sebastian Kwiatek/


28-29 X - Oskar i Róża - Płock + Czerwińsk - Marcin


9-10-11 XI - Premiera Sobowtórów

„Szkoda, że warsztaty się skończyły”. To zdanie powtarzaliśmy bardzo często, kiedy już wróciliśmy z Czerwińska. Warsztaty dobiegły końca, za to premiera zbliżała się wielkimi krokami.

Inaczej się jednak pracuje, kiedy dzień w dzień powtarzamy ten sam materiał, zaszywamy się ustronnych miejscach by ćwiczyć swoje role, a nawet śpimy ze scenariuszem pod poduszką.

O nie! Próby na miejscu, w odnowionej sali wymagały od nas maksymalnego skupienia i zaangażowania. Ostatnie tygodnie były bardzo napięte. Mieliśmy nadzieję, że epizody z niedouczeniem głosów, zmianą podkładu, niekompletnymi maskami czy całkowitą zmianą stroju na dwa dni przed premierą nie będą wpłyną jakoś znacząco efekt końcowy, a przede wszystkim na samopoczucie Księdza Mariusza. Na szczęście daliśmy radę. Razem.

W dniu premiery czuliśmy ogromne podekscytowanie. W końcu dla części zespołu był to moment debiutu. Kinga i Justynka uważały, że jesteśmy gotowi i na pewno damy z siebie wszystko. Każdy chciał wystąpić przed publicznością, ale jeszcze bardziej zależało nam, aby przekazać prawdę o otaczającym nas świecie: jak wielką siłą jest wirtualna rzeczywistość.

Atmosferę rozluźnili nam Martynka i Piotrek, którzy jako nasze kochane dinozaury, wspaniale nas zapowiedzieli.

Wszyscy mieli swoje pięć minut. Budzący strach Lider Sobowtórów Atrox oraz jego złe towarzyszki Megan i Miumiu, wraz z całą armią niesamowicie efektownych sobowtórów (kobiece kształty, silne muskuły itp.). Grupa wylogowanych z prawdziwego życia internautów, m.in. czekająca na szczęście samotna kobieta, skłócone małżeństwo, nieustępliwy seksoholik. Dwójka młodych ludzi, którzy odnaleźli się dzięki sieci.

Jak to w życiu, był moment na śmiech, choćby w scenach z partiami Jutrzejszości i Wczorajsizmu, jak również chwile wzruszenia – końcowa scena z Nieogolonym.

Całość zwieńczyła piękna piosenka finałowa, po której nastały głośne brawa. Ogromną radość sprawiły nam róże, które wręczyli nam Itepowcy, którzy choć już nie występują na scenie, są z nami nadal sercem.

Tradycyjnie, odbył się popremierowy bankiet, na którym podziękowaliśmy naszym wspaniałym twórcom. Wtedy też Ksiądz Lach podziękował aktorom, którzy dostali urocze upominki. Mieliśmy także przyjemność obejrzenia jeszcze jednego spektaklu. Wręczyliśmy pani Magdzie, Księdzu Mariuszowi, Kindze, Martynce, Justynce, a także sobowtórowi Michała Iwanka (gdyż niestety nie mógł być tego wieczora z nami) przygotowane wcześniej scenariusze z ich własnymi tekstami, które padały podczas prób. Po tej małej etiudzie wręczyliśmy im podziękowania zrobione na kształt sobowtórowego plakatu.

Oczywiście po takich emocjach wypadało się dobrze posilić, więc nie mogło zabraknąć pizzy. Czego jak czego, ale apetytu to ITP chyba nigdy nie zabraknie. Ani na jedzenie, ani na nowe wyzwania, ani na kolejną premierę.

/Marcela Simian/


16-17 XI - FORUM TEATRÓW CHRZEŚCIJAŃSKICH

W dniach 16-17 XI 2018 r. odbyło się II Ogólnopolskie Forum Teatrów Chrześcijańskich. Przed publicznością zaprezentowali się aktorzy Teatru A z Gliwic, Teatru Droga z Poznania, Teatru Eden z Wieliczki oraz Teatru Logos z Łodzi. To artystyczne wydarzenie było także okazją do świętowania jubileuszu odzyskania przez Polskę niepodległości oraz 100-lecia powstania KUL.

Tematem wiodącym drugiej edycji wydarzenia była wolność i jej oblicza. Do tej kwestii nawiązywała również towarzysząca przedsięwzięciu sesja naukowa „Oblicza wolności we współczesnym teatrze chrześcijańskim”.

Pierwszym punktem scenicznym projektu był spektakl Kto Ty jesteś?... Teatru A, będący idealnym wprowadzeniem w tematykę tegorocznego Forum. Starsza Pani, której nie poznają bohaterowie, w scenie finałowej okazuje się personifikacją Polski, zaś przez historię niepodległej ojczyzny przeprowadza widzów Stańczyk. Lufy pamfletów Teatru Droga przeniosły publiczność do okresu międzywojnia. Scenariusz spektaklu został oparty na dowcipach, satyrach i piosenkach z czasu II wojny światowej, pokazujących okupacyjną codzienność w sposób humorystyczny. Teatr Eden przedstawił Zagubioną owieczkę – wesołą niespodziankę zarówno dla dzieci, jak i rodziców. Spektakl, oprócz scenariusza, opierał się na improwizacji oraz interakcji z widzami. Przez zabawę i humor aktorzy przekazali najmłodszym przesłanie biblijnej przypowieści o Dobrym Pasterzu. Ostatnim spektaklem tegorocznej edycji były Krzesła Teatru Logos – mocne, dające do myślenia przedstawienie o przemijaniu.

Po każdym ze spektakli odbywały się rozmowy z artystami i twórcami, którzy mówili o procesie powstawania dzieła scenicznego, o samym teatrze, dzielili się swoimi świadectwami. Nie zabrakło także prezentacji twórczości poszczególnych teatrów oraz sprawozdań z ich rocznej działalności. Drugiego dnia, poza panelami i spektaklami, odbyło się spotkanie z gościem specjalnym prof. Ewą Wycichowską, choreografką, tancerką, kierownikiem Zakładu Tańca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Wystąpiła ona z prelekcją i zaprezentowała się jako reżyserka Krzeseł Teatru Logos.


19 XII - Opłatek uniwersytecki

„Jesteśmy tu, bo kochamy teatr” – są to słowa, które zapamiętałem przed wejściem na scenę. Zostały one wypowiedziane przez Ulę, która zapewniała nas, że nie musimy się martwić, że coś pójdzie nie tak – mamy wszystko opanowane i dobrze sobie poradzimy. Czy tak rzeczywiście było na naszej tegorocznej etiudzie? Oczywiście! Dodam jeszcze, że dla niektórych z nas ten występ był debiutem w ITP. Nowi (jeszcze myślę, że przez moment ich tak będę nazywał i już za chwilę nie będzie podziałów na Nowych i Starych), którzy dołączyli do nas w październiku, przez ostatnie tygodnie pracowali z nami, czyli starszym pokoleniem ITP, nad pierwszym wspólnym występem. Bardzo oczarowany byłem piosenkami, które były piękne, choć trudne do nauczenia. Pamiętam jak pierwszy raz ćwiczyliśmy utwór „Czy widzisz światełko w tunelu?”. Okazało się, że będzie to nie mało wyzwanie, bo ta piosenka była naprawdę trudna! Było delikatne przerażenie., ale czy to oznacza, że sobie z tym nie poradzimy? Oczywiście, że sobie poradziliśmy! Daliśmy radę!
Po występie szybko przenieśliśmy rzeczy do kantorka, a potem nadszedł czas na szykowanie naszego ITePowego opłatka. W myśl nowej tradycji, którą zapoczątkowaliśmy w zeszłym roku, została przygotowana prezentacja świąteczna. Było dużo dużo radości :) Potem zasiedliśmy do stołów, a w dalszej kolejności przyszła pora na składanie życzeń. To jest dla mnie piękny moment, na który zawsze z niecierpliwością czekam. Cieszę się ogromnie, że jestem częścią rodziny ITP.

/Sebastian Kwiatek/