Warsztaty teatralne w Zawieprzycach.

13-17 II 2012

 

Praca nad spektaklem "Spełniony sen".

 

Uczestnicy: Adamczyk Małgorzata, Brzezińska Maria,Budka Martyna,Ciemierkiewicz Aleksandra, Czarnecka Maria, Gackiewicz Bartłomiej, Jędrzejowska Angelika,Kmak Łukasz, Kubiec Kacper, Kucieński Grzegorz,Marcinkowska Anna,Mieśnik Natalia,Nadłonek Kinga, Piekorz Elżbieta,Prażmo Mateusz,Sabak Martyna,Sądej Dorota,Strzelińska Wioletta,Sulej Klaudia,Wróblewski Paweł,Zarębska Agnieszka

 

Prowadzący zajęcia: Jacek Szwesta, Urszula Kasprzak-Wąsowska

 

 

 

…zima, lód, śnieg oraz sesja zimowa. Tak mijał luty, kiedy nadszedł ten dzień, w którym Teatr ITP choć na kilka dni w swoich sercach poczuł wczesną wiosnę…
Udali się do tajemniczej miejscowości nieopodal Lublina o nazwie Zawieprzyce, gdzie po niedługiej podróży dotarli do szkoły podstawowej, w której spoczęli na nocleg kilkudniowy oraz maraton pracy nad nowym spektaklem. Silny wiatr i śnieżna zamieć utrudniała ich kroki z busa do wrót szkoły - no jakieś 10 metrów. Kiedy weszli do środka usłyszeli znajomy i radosny głos ks. Mariusza witający ich w progu i informujący o przydzieleniu pokoi.
Ekscytacji nie było końca, nowe miejsce, zajęcia z Jackiem Szwestą ( m.in. aktorem Śląskiego Teatru Tańca), mnóstwo elementów scenograficznych typu maski, kule, ogień, dym etc.
Kiedy dotarli już wszyscy, ks. Mariusz wyświetlił film o Janie Bosko oraz opowiedział nam o snach i wizji całego spektaklu. Film był poruszający i głęboki, opowiadał o życiu Don Bosko i jego powołaniu oraz celach jakie realizował aż do śmierci.
Następnego dnia rozpoczęcie pracy dzięki pierwszym przemyśleniom było łatwiejsze. Zaczęliśmy od rozgrzewki ciała - bardzo solidnej - i wykonywania ćwiczeń w celu nabycia umiejętności poruszania się w określony sposób. Było przy tym dużo zabawy ale i wysiłku, którego mięśnie nie zapomną przez kilka kolejnych dni. Gdy wszyscy podziwiali talent Jacka, miało się wrażenie, że to spektakl jednego aktora, każdy jego pomysł na ruch był wykończony i arcytrudny. Każdy zebrał się więc w sobie i zaczął próbować, pierwsze koty za płoty i zaczęli wirować, drugi kot za płot i piruet-ować! Ćwiczenia otwierające i integrujące grupę były przykrywką do prawdziwego układu, który przemycał w nich Jacek. Każdy miał wrażenie, że to nie na jego możliwości, jednak już po paru godzinach nieustających ćwiczeń zaczęły pojawiać się pierwsze owoce wysiłku.
Zajęcia mieliśmy również z Ulą Kasprzak-Wąsowską. Były to zajęcia wokalne. Ćwiczenia oddechowe rodem ze szkoły rodzenia oraz łączenie dźwięków i muzyki z krajów afrykańskich były wspaniałym dodatkiem do fizycznego maratonu.
Ks. Mariusz natomiast poprowadził zajęcia praktyczne z wyklejania koszy, malowania gałęzi czy tworzenia pochodni.

Przy pracy przez cały dzień z przerwami na wspaniałe posiłki gotowane przez Olę Kubiec oraz modlitwy, dzień upływał szybko, a radość z przeżytego czasu rozkwitała. Przy wieczornych rozgrywkach w gry planszowe czy integrujące wszyscy odczuwali zmęczenie, ale i satysfakcję z tak dobrze zagospodarowanego czasu.
Kolejny dzień przynosił więcej pracy i dotykał coraz to nowych rzeczy. Przykładowo stanie na rękach, mostek ze wstawaniem czy podwójny obrót nie powinny być wszystkim obce. Tych i wielu innych zaskakujących rzeczy uczyła się grupa pod okiem Jacka. Wykazał się on nie lada cierpliwością i wytrwałością gdyż, kondycja grupy teatralnej nie jest tak dobra jak śpiew, jednak wszystko można polepszyć, zwłaszcza gdy są jeszcze 3 miesiące do premiery.
Rozdanie ról do poszczególnych scen odbywało się chwilę przed próbą danej sceny-snu. Więc bez większych stresów poszczególne osoby zostały przydzielone do ról lub zgłaszały się ochoczo do nieznanych układów przygotowanych przez tanecznego Mistrza. Podmiot liryczny zdradzi, że miał doskonałe przeczucie w jakie sceny powinien się zaangażować, aby ominąć te, w których nawet jego cała elokwencja nie wystarcza. Tak też z blaskiem w oku podziwiał anioły i ludzi w przepięknym harmonijnym układzie tanecznym, któremu on sam by raczej nie sprostał.
Drugiego dnia wieczorem odbyły się też wspaniałe prezentacje uczestników. Repertuar pod nazwą „Jaki jestem” był zróżnicowany - od piosenek przez słuchowisko po wiersze czy monologi. Każdy uczestnik się przygotował, by przedstawić przed gronem przyjaciół część siebie, dlatego ten wieczór był tak wyjątkowy i poruszający. Kolejnym zadaniem jakie czekało uczestników warsztatów w Zawieprzycach były przedstawienia związane z zaprezentowaniem dania na ostatnią kolację. Tutaj było szerokie pole do popisu dzięki Uli i Marcinowi, którzy dzielnie sprostali wymagającej liście ITP-owych zakupów. Dzięki temu powstały takie dania jak „Piracka ośmiornica z koralowcami”, „Pachnąca włoska pizza”, „Słodkie stylowe babeczki” „Magiczny mus bananowy”. Itepki zostały podzielone na grupy losowo, nieświadomie losując upominki z „muzeum sztuki nowoczesnej”. Były to zwierzaki: Węże, Niedźwiedzie, Psy, Renifery - dobrane kolorami symbolizowały przynależność do danej grupy. Prezentacje były wspaniałe i przeróżne - od słuchowiska po piosenki i tańce, a to wszystko w kolejności prezentacja - degustacja. Choć czasu na przygotowanie potrawy było niewiele w związku z zajęciami choreograficznymi, poziom występów był zdumiewający, a radość ze skosztowania potraw równie duża. Tak bawić się w gronie wspaniałych osób można tylko na warsztatach z ITP.

Poza tańcem należało również opanować pewne sztuki fakirów m.in. plucie ogniem. Zebrała się więc grupa chętnych „miotaczy” i pod okiem Jacka zaczęli pluć! To pierwszy, to drugi, to trzeci pluje potężną porcją… wody.

I tak pluli przez dobrych minut kilka by nauczyć się nie sparzyć wilka.

Bezpieczeństwo ponad miarę, żaden nie chciał być podpalonym palem.

Więc po tym treningu jakże mokrym, następnego dnia spróbowali naftę odkryć.

Pierwsza demonstracja należała do mistrza w dziedzinie – Jacka. Potem, dopingowany ochoczo, podszedł do pochodni Grześ, szybko, z mocą, następny był Kacper co już nie raz spluwał i tak zapłonęło niebo od tego żaru.

Każdy łyk nafty zaczerpnął, nabrał powietrza i w górę – buch, że aż zaświeciło jak złoty puch.

I tak pluli ognistymi kulami mężczyźni, ale też i panie.

Smoczycą nazwali Natalię i jej płomienie, a z ust Angeliki wydobyły się ogniste strumienie.

Całe to widowisko oglądali zza szybki uroczyście wszyscy ci, co nie występowali w tej scenie albo się trochę bali. Reszta zuchwałych ognio-miotaczy pluła ogniem aż… skończyła się nafta. I dalej do pracy.

Wiele przeżyć jakie otrzymali, umocniły relacje oraz pomogły w lepszym poznaniu siebie. To także cel każdych warsztatów, by „nowi” stracili ten status. Kolejne warsztaty można uznać za udane, zwłaszcza gdy pracy było mnóstwo i wszystko wykorzystane. Teraz przed nami próby wtorkowo-czwartkowe i kolejne wyzwania ze spektaklem gotowe.

„Czas już najwyższy” do Lublina wracać, bo gdzie ITP-owy skład - tam praca,

ale i dużo radości z każdej osoby i jej umiejętności.