15-18 II 2024 - zimowe warsztaty ITP w Motyczu
Tym razem wybraliśmy się zaledwie kilkanaście kilometrów poza Lublin - do Centrum Dobrego Wychowania w Motyczu Leśnym. Od czwartkowego popołudnia do niedzielnego przedpołudnia razem pracowaliśmy i cieszyliśmy się swoją obecnością. Nie zabrakło oczywiście czasu na wspólną modlitwę.
Najwięcej energii poświęciliśmy na muzyczne przygotowania do koncertu musicalowego, którego premiera nastąpi w ramach świętowania 23 urodzin ITP! Będzie musicalowo, będzie teatralnie, będzie głośno! Nad naszymi głosami czuwała jak zwykle Kinga, która cierpliwie wpajała nam kolejne głosy i solówki.
Znaleźliśmy również czas na dyskusje o przyszłych planach teatralnych, przeżycie naszego małego, piątkowego "Misterium" oraz muzyczne prezentacje. Tym razem tematem przewodnim były nasze ulubione piosenki z XXI wieku. Tego wieczoru zaskoczyliśmy siebie nawzajem i pewnie nie raz zaskoczyliśmy samych siebie. Po ostatnich blokach jak zwykle przychodził czas na zabawę do późna przy herbatce i nie tylko...
/Miłosz Zajączkowski/
25 IV 2024 - 23 urodziny teatru oczami widza-kierownika ITP
Kilka słów o naszym urodzinowym koncercie.
Siedziałem na widowni i od pierwszych dźwięków ... pękałem z dumy. Może dlatego, że w końcu miałem radość oglądania całości, a nie siedzenia nad mikserem ze światłami.
I się zaczęło. Gdy pojawiły się dźwięki skrzypiec Gabrysi, widownia zaczęła się wyciszać, szukać źródła muzyki, zaś Gabrysia odważnie pokonała gwar na sali i robiła swoje (brawo).
Pierwszy utwór – chyba najtrudniejszy, bo rozpoczynający koncert – widzowie nie wiedzieli czego się spodziewać – ale Wiktoria i Miłosz podeszli bardzo spokojnie, dali radę. Gdy dołączył się chór, na początku także trochę niepewnie, w miarę kolejnych dźwięków (i dołączających się głosów) pięknie zabrzmiał.
Gdy weszła Anhelina – osoby ze starego składu ITP, siedzące obok mnie i komentujące wszystko na bieżąco, spytały – od kiedy przyjmujemy takie małe dziewczynki do teatru. Ale nie zdążyłem im odpowiedzieć, bo gdy Anhelina zaczęła śpiewać coraz wyższe partie wokalne – Ci zamilkli i z podziwem kiwali głowami!
Potem piosenka z Kingą w roli głównej. Świetny chór, charakter – no i powalający głos Kingi.
Komentarze: mając taką osobę prowadzącą śpiew dla ITP wszystko jest możliwe”. Też tak uważam. To była rzeczywiście zarówno mocna, jak i pełna bólu interpretacja tego świetnego tekstu.
Gdy wyszła Ewa, czułem trochę napięcie w jej postawie, lekką niepewność, ale w miarę kolejnych taktów zmieniała się ona w bolesną historię! Piękną i wzruszającą. Ewa wprowadziła nas do bolesnych zakamarków swej duszy! Komentarze: „Skąd Ty bierzesz takie głosy? Moja odpowiedź – sami przychodzą!”
Potem filmowy „La La Land”. Rafał zaczął pięknie, ale gdy wyszła Magda to wśród aktorów z ITP nastąpiło poruszenie w stronę Bartka (taty Magdy) – „To Twoja córka??? Wow!”. (Magda jest córką aktora, który dostał się do ITP. podczas pierwszego castingu w 2002 r.) Pięknie oddana delikatność tej piosenki. A opowieść chóru (ta powtórka śpiewana przez wszystkich) stworzyła taki piękny klimat na scenie.
Gdy pojawiły się dźwięki „Kopciuszka” – widownia zareagowała znajomością tej piosenki. Komentarz: „No, rzuciliście się na głęboką wodę. To jeden z najtrudniejszych utworów z Metra”. Gdy jednak po kolei wychodziły Kaja, Ola i Zosia – na sali zapanowało wielkie napięcie, cisza i wsłuchiwanie się w każdy dźwięk!
Gdy nadszedł czas na „Nadszedł czas” – pojawiła się Ania, która zupełnie inaczej niż na próbach wyraźnie próbowała nawiązać kontakt z publicznością, opowiadając im śpiewem piękną historię. Było poważnie, pięknie i zaśpiewane świetnych, charakterystycznym wokalem (dostrzeżono barwę Ani wśród widzów). Zaś finał zaśpiewany z chórem – dał ognia.
Gdy na scenę weszli trzej panowie do „Belle” skomentowano to: „Mariusz, a tak w ogóle to masz świetnie śpiewających mężczyzn. Dawno tak nie było!”. Napięcie i skupienie jakie oni stworzyli udzieliło się widowni. Pięknie zaśpiewane teksty, opowiedziane historie i przekazane we wspaniałej emocjonalnej oprawie.
„Czas miłości” z Rent ponownie rozbudził widownię, nadał tempa, zaś Paulina – zaskoczyła wszystkich! Poczuła trochę więcej energii, „biegała” po scenie – ale śpiewała do nas, do widzów. Ściśle zgrana solówka ze świetnym chórem! Gdy zaś solistka wydała z siebie ten najwyższe dźwięki (tzw. gwizdek) – to moi towarzysze znów robili wielkie oczy! „To tak można w ITP?” Aż szkoda, że ten utwór tak szybko się skończył!
Gdy pojawił się „Wiedźmin”, każdy z panów świetnie, z charakterem opowiedział swa kwestę, ale gdy dołączyli pozostali – to znów byłem dumny z tego, że mamy tak świetny męski zespół aktorsko – wokalny. Dostrzeżono wyjątkową interpretację Roberta (brawo!). Zaś kobiety pięknie dopełniły tło swoimi głosami! To był silny i ważny punkt koncertu.
Na pierwsze dźwięki „Grease” widownia zareagowała brawami. Damian wkroczył odważnie ze swą opowieścią, zaś Sara delikatnie się rozwijała nabierając z każdym taktem większej pewności. No ale chóry i to co się tam działo – to było to! Razem stworzono piękną opowieść. Nie piękną – rewelacyjną!
No i finał. Najpierw Gabrysi skrzypce. Potem kolejne dziewczyny: Iza, Agata, Ania, Olga, Gabrysia i Kamila oraz panowie: Adam i Damian – opowiadaliście piękną rzecz. To było bardzo wzruszające. Cały zespół zaśpiewał opowieść o sobie, o naszych marzeniach – zaś slajdy na ekranie sprawiły, że byłym już aktorom z ITP siedzącym na widowni- zaszkliły się oczy! To było pięknie.
W komentarzach pojawiła się tez postać konferansjera – „mistrza pomyłek i wielkie GRACJI z jaką nich wychodził!”. Prosiłem, aby Przemek się nie rozgadywał – i rzeczywiście – mówił bardzo sprawnie. A że pomylił Stokłosę z Józefowiczem :-) – to tylko taki mały radosny akcent. Było to wszystko opowiadane z lekkością i humorem.
/Mariusz Lach SDB/
19 V 2024 - Pożegnanie "Sztukmistrza"
19 maja 2024 roku nadszedł dzień, który zamknął pewną ważną historię w Teatrze ITP – pożegnanie ze spektaklem „Sztukmistrz”. Po prawie trzech latach od premiery spektakl zszedł z afisza. „Sztukmistrz” przedstawiał historię Jaszy Mazura, człowieka pełnego niezwykłych zdolności, który wplątany w sieć kłamstw, obietnic i żądz, zmuszony był podjąć trudne decyzje. To była opowieść o miłości, zdradzie, Bogu i nawróceniu.
Na przestrzeni lat zmieniała się obsada, ale „Sztukmistrz” nigdy nie stracił swojej magii. Publiczność miała okazję śledzić nas na scenie, obserwując, jak rozwijamy się w swoich rolach. Nowi aktorzy wnosili coś świeżego i zupełnie z inną wrażliwością ożywiali bohaterów książki Isaaca Bashevisa Singera. „Sztukmistrz” nie tylko był jednym z naszych największych spektakli muzycznych, ale również najdłużej granym w historii Teatru ITP.
Żegnając „Sztukmistrza”, towarzyszy nam mieszanka smutku i wdzięczności. To spektakl, który przez lata dostarczał nam wielu emocji – od wzruszeń po ogromną radość. I wiem, że chociaż nie wyjdziemy już na scenę, to wciąż niejednokrotnie będziemy nucić pod nosem „Jasza, Jasza Mazur, artysta to z Lublina”.
/Dominik Borek/
23 V 2024 - Studencka Wiosna Teatralna - "Odys płaczący"
Od 3 lat Chatka Żaka powróciła do organizowania Studenckiej Wiosny Teatralnej. Wydarzenie to ma już wieloletnią tradycję, bo już w latach 60 i 70 studenckie grupy teatralne spotykały się w Lublinie, aby razem uczestniczyć w tym artystycznym spotkaniu.
Dwa lata temu Teatr ITP pokazał Oskara i Róże. Spektakl został doceniony przez jury „za umiejętność prowadzenia wiarygodnego scenicznego dialogu”. Rok temu, zagrano Szklaną menażerię. Zdobyła ona wtedy nagrodę rektora UMCS. W tym roku pojechaliśmy z Odysem płaczącym. Niestety, mimo wysiłku włożonego w realizację tego spektaklu na deskach sali widowiskowej Chatki Żaka, nie otrzymaliśmy żadnej nagrody (w tym roku były tylko 3). Nie mniej, spektakl wywołał bardzo aktywną dyskusję nie tylko od strony publiczności, ale ciekawość wyraziło same jury. Na koniec dyskusji padły słowa, że spektakl jest nieekologiczny.
Mimo to, doceniamy ten czas, który był nam tutaj dany. Mogliśmy zobaczyć ciekawe spektakle (nie wszystkie były udane), ale przede wszystkim cieszyć się z tego, że wspólnie udało się zagrać Odysa i pokazać innej publiczności.
/Marcin Strug/
19 V i 1-2 VI 2024 - Koncerty musicalowe w plenerze
(Konstantynów, Ogród Botaniczny i Plac Dominikański, Czuby)
19 V - Pierwszy koncert z musicalowym repertuarem już mieliśmy za nami, dlatego z większą pewnością ruszyliśmy na podbój muzyczny nowych gawiedzi. Wydarzenie zostało zorganizowane dla pracowników Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II oraz dla ich rodzin. Zmianie uległa koncepcja ubioru śpiewających z ciemnych kolorów do beżów, brązów i bieli, co było słuszną decyzją. Po przyjeździe na tereny KUL-u przy ul. Konstantynów, wielu z nas szukało miejsca docelowego zbiórki, niczym w hitowym filmie Indiana Jones, używając map, ale tym razem na telefonach. Gdy większość osób dotarła na miejsce, rozpoczęła się rozśpiewka z Kingą, która prowadzi próby wokalne aż do kości, i to każdej - od stóp, do balonowej głowy. Występ na scenie mimo najmniejszej widowni ze wszystkich koncertów musicalowych był bardzo przyjemny i lekki niczym sernik z chmurką.
1 VI - Był to dzień podczas którego wystąpiliśmy aż dwukrotnie - w okolicach południa w Ogrodzie Botanicznym oraz przed północą na Nocy Kultury przy Placu Dominikańskim. Pierwszy z nich odbył się w bardzo gorących godzinach dnia - z owego powodu niektórzy musieli przebrać się w bardziej przewiewne ubrania. Zatrzymywali się przechodnie, którzy stawali pod sceną i szamali lody kupione w pobliskich punktach. Przy większej widowni aktorów łapał stres, natomiast wiele osób gwizdało i klaskało bawiąc się przy naszych śpiewach. To właśnie tutaj prawdopodobnie przyszedł pomysł na tematykę przewodnią nadchodzących warsztatowych prezentacji, z powodu repertuaru kolejnej artystki (Niech Żyje Bal - Maryla Rodowicz wiecznie żywa). Po pierwszym zakończonym koncercie tamtego dnia, mieliśmy kilka godzin na odpoczynek, posiłek i wzajemne odwiedziny po domach rodzinnych aktorów.
Drugie wydarzenie naznaczone większym rozgłosem odbyło się na Starym Mieście - na nie większość z nas czekała z niecierpliwością. Ze względu na liczbę artystów i brak czasu, nie zdążyliśmy przeprowadzić całościowej próby z odsłuchami. Czekając na moment naszego występu - który co chwilę przesuwał się bliżej północy i oddalał się od pierwotnie ustalonej godziny - aktorzy tańczyli (tango i walce), śpiewali piosenki z repertuaru (oraz ani trochę niepowiązane z nim piosenki), i wygłupiali się, żeby przetrwać niekończąca się pętlę czasu. Widownia była wypełniona po brzegi, a drugie tyle stało za ławkami, gdy zawołano nas by przygotować się do wejścia na scenę. Piosenki grupowe, solówki, duety i tercety ze znanymi hitami wywoływały u widowni reakcje radości oraz słychać było słowa potwierdzające znajomość utworów. W połowie koncertu zorientowałem się, że jeszcze więcej osób zebrało się pozostając aż do samego końca - występ okazał się dobrą reklamą teatru, tak że na pewno wiele osób "Wspomni nas, pomyśli o nas ciepło, gdy pożegnaliśmy ich". Wraz z powrotem do domu wybiła godzina blisko trzeciej w nocy i padnięty poszedłem spać z uśmiechem na twarzy.
2 VI - Następnego dnia pobudka i szykowanie się na kolejny koncert z tym samym repertuarem, który odbył się podczas Festynu Rodzinnego w parafii u Świętej Rodziny. Gdy dotarłem spotkałem swoich przyjaciół i kolegów stojących za sceną w gromadzie, a nieopodal leżały ich torby i plecaki. Pogoda była przyjemna mimo kilku kropli, a połączenie wody spadającej z nieba z załamaniem się jej i odbiciem promieni światła słonecznego spowodowało pojawienie się tęczy jako nawiązanie i symbol nadchodzącego na jesieni spektaklu. Zawarto przymierze, że koncert nam się uda, i faktycznie udał się. Drobne problemy techniczne związane z mikrofonami i sprzężeniami nie przeszkodziły nam, a pomogły rozwinąć i udoskonalić umiejętności ogrywania pewnych sytuacji.
/Rafał Dąbek/
9 VI 2024 - Pożegnanie "Józefa"
Spektakl Józef na zawsze w moim sercu będzie miał wyjątkowe miejsce. Wraz z pracą nad nim zmieniło się diametralne moje życie. Prócz poznania siebie w nowej odsłonie (roli Piramidarowej) poznałam tam również narzeczonego. Tak jak śpiewaliśmy w finałowej piosence tegoż spektaklu "Nieznane drogi Pana..."
A samo pożegnanie owego spektaklu, było również moim pożegnaniem i moich przyjaciół, których tu poznałam. Był to ostatni wspólny maraton grania. Prawie sześcioletnia przygoda w ITP dobiegała końca. Ogrom wzruszeń za kulisami, wymiany uścisków, słów wdzięczności i nie jedna płynąca łza po policzku. Widzowie jak zwykle dopisali i wysyłali z publiczności pozytywną energię i ciepło - czuliśmy to na scenie! Z racji, że był to zielony spektakl nie obyło się również bez humorystycznych aspektów jak na przykład gwiazdy na kapeluszach z twarzą naszego ulubionego reżysera i "nowe odsłony" strojów w pokazach mody.
Na koniec był czas podziękowań. My aktorzy dziękowaliśmy, że mogliśmy być częścią tej pięknej przygody. Zaś reżyser, że zechcieliśmy być jej częścią.
Mimo iż kończyliśmy w odmiennym składzie od pierwotnego, każda osoba na danym etapie miała swój wkład i dołożyła cegiełkę, by spektakl miał w sobie to "coś ". Dziękuję każdemu z osobna, to był zaszczyt!
/Anna Pieńkos/
13 VI 2024 - Zakończenie sezonu i pożegnanie "odchodzącego składu"
„Vanitas vanitatum et omnia vanitas” - Koh 1,2
Ku pamięci: Ani, Dominika, Ewy, Kai, Karoliny, Marcina, Przemka, Tomasza, Wiktorii i Zosi.
Każdy wiedział i spodziewał się nadejścia tego dnia, lecz nikt nie był w pełni przygotowany – bo wszakże któż jest na niego gotowy?
Ceremonia pożegnania odchodzącego składu rozpoczęła się wieczorem w lokalu wynajętym na tę specjalną okazję. Mimo wyznaczonej godziny, przychodzili spóźnieni goście, którzy z każdym schodkiem wijącym się ku górze, łapali oddech ze słodkimi i goryczą nasiąkniętymi wspomnieniami uprzednich lat. Kroczyli nie chcąc dotrzeć do celu, gdyż wiedzieli, że oznacza to koniec przygody i pewnych relacji, które rozmyją się wraz z upływem czasu, ale także początek bez prowadzącej za rękę, matki karmicielki zwanej Teatrem ITP.
Gdy dotarło się na szczyt budowli, można było dostrzec przewagę eleganckich koszul, sukienek i golfów idealnie pasujących do unoszącej się w powietrzu powagi. Smutne były twarze aktorów wyczekujących kolejnych osób, których postacie pojawiały się na czubku istnego labiryntu, za każdym razem poprzedzone dźwiękami sunących się nóg.
Po prawej stronie białej sali siedział na kanapie założyciel naszego wspólnego dzieła, w dość rozluźnionej pozie, która sugerowałaby przyzwyczajenie do owych uroczystości i ufność, że „odchodzący” poradzą sobie w życiu. Przywitałem się ze wszystkimi obecnymi kompanami i skierowałem się w stronę kanapy, żeby przywitać się również z nim. Pomijając pozę pewności i zaufania, dostrzegłem w jego oczach ukryty smutek i dumę - smutek ze względu na ważne dla niego relacje z „odchodzącymi” i smutek rozstania, oraz dumę z możliwości zobaczenia efektu ich przemiany i rozwoju.
Zaczęto oficjalną część ceremonii od włączenia czarno-białego filmu w stylu noir nagranego w ukryciu z obawy przed „odchodzącymi”, aby uczcić ich działalność i upamiętnić ich obecność, zawierane przyjaźnie i udzielaną pomoc przez tyle lat. Pomimo udziału w nagraniach, efekt końcowy bawił mnie i zgromadzonych, którzy siedzieli na krzesłach, w wygodnych fotelach, oraz młodszych siedzących na podłodze w przykuckach, pochylających się od śmiechu – salę wypełniła radość.
Następnie wraz z napisami oświadczającymi koniec seansu, wodzirej Miłosz przemówił do skupionego w półkolu tłumu, wywołując imiona „odchodzących”, wywołując łzy i zacisk gardeł. Każdy imiennie jeden po drugim przy otwarciu ust stawał się pamiętnikiem utworzonych w mozaiki wspomnień ważnych, krętych i wzruszających do cna. Przemowy stanowiły niejako świadectwa żywotów, wartości i urzeczywistnienie tego kim każda osoba była, ujawniały głębie ich jestestwa, opisywały jaką drogę przebrnęli, jakie przemiany dokonały się w nich i jakie cele sobie ustanowili.
Wodzirej Miłosz w imieniu Zarządu, przekazywał im teczki z tajnymi aktami, zdjęciami i cytatami oraz hakami na nich - zbieranych latami - jako token wdzięczności symbolizujący uwolnienie ich spod odpowiedzialności karnej względem Teatru.
Z ust „uwalnianych” nie brakowało słów podziękowań za inicjatywę teatralną, anekdot (już historycznych), kathartycznych łez wypłukujących smutek, mądrości życiowych dla przyszłych pokoleń aktorów itp., itd. W rzeczy samej, przy tak pięknych słowach, tak wspaniałych ludzi nie byłem w stanie powstrzymać się od mglących się od łez oczu. Natomiast jako dodatkowy i osobisty wkład, członkowie teatru, którzy zostali w nim mogli dopisać kilka zdań i zwrotów na ostatnich stronach teczek.
Formalność została przełamana pizzą, którą każdy z nas dzielił się i kosztował – jedni więcej się wykosztowali, inni mniej, natomiast ostatecznie sprawiedliwie zwrócono należności – a także wspólnymi tańcami wszelkiej maści: od ludowych akcentów, aż po rock and roll. Goście opuszczali pożegnanie w stosownym dla nich czasie według upodobań sennych i wyczerpania społecznych baterii. Jeszcze można było zaobserwować i samemu uczestniczyć w grupowych i osobistych uściskach i przytuleniach, które ciągnęły się niczym wieki.
Ostatnie podrygi odnotowano w godzinach świtu, pomiędzy 4-5 rano kolejnego dnia, których byłem świadkiem - muzyka ucichła. Po sprzątnięciu kilku niewygodnych dla nas pudeł po pizzy, butelek po sokach i opakowań po czipsach, ostatnie osoby ruszyły w swoje strony – niektórzy parami, trójkami i gromadami - aby wreszcie udać się na spoczynek.
/Rafał Dąbek/
2-12 IX - Warsztaty w Kaniach
Dzień I
Warsztaty 2024 rozpoczęte!
2 września wsiedliśmy w samochody, pociągi czy autobusy i z bagażami, przyczepkami, kanarkami udaliśmy do miejscowości Kanie, położonej niedaleko Warszawy. To właśnie tutaj, w Ośrodku Rekolekcyjnym im. św. Jana Pawła II będziemy pracować nad kolejnym spektaklem. Jak zawsze było sporo radości z ponownego spotkania.
Dalej sprawy organizacyjne, pożywna kolacja, a wieczorem opowiedzieliśmy o swoich wakacyjnych wojażach z pomocą zrobionych zdjęć. Zarysowaliśmy także plan działania na najbliższe dni. A co będzie dalej? Na pewno będzie się działo!
Dzień II
Pierwszy dzień wspólnej pracy!
Poranek przywitaliśmy Mszą Świętą oraz śniadaniem z obowiązkową kawką. Następnie nasz gość specjalny - Marcin Strug, przeprowadził intensywne ćwiczenia fizyczne połączone z praktyką ruchu scenicznego. Odbyło się także pierwsze czytanie scenariusza. Po obiedzie zaczęliśmy tworzyć zalążki prologu, a także wyplataliśmy elementy kostiumów. Wieczór upłynął przy seansie musicalowego klasyka, a więc filmu "Cabaret".
Dzień III
Kolejny dzień rozwoju spektaklu!
Od rana pracowaliśmy na słoneczku nad naszą tężyzną fizyczną oraz płynnością ruchów. Przyjechała Kinga - nasza kierowniczka muzyczna i od razu zabraliśmy się za ćwiczenia wokalne. Dotknęliśmy pierwszej piosenki, dzieląc się na głosy i wpajając sobie odpowiedni rytm. Popołudnie spędziliśmy w grupach, przygotowując kostiumy, maski lub ćwicząc dialogi. Po wieczornym Uwielbieniu wróciliśmy do pracy połączonej z festiwalem karaoke.
Dzień IV
Praca wre!
W czwartek zintensyfikowaliśmy nasze działania, starając się zrobić jak najwięcej. Teatralne wyzwania nie przeszkodziły nam jednak rozegrać emocjonującego turnieju siatkówki, w którym ostatecznie każda drużyna osiągnęła jedno zwycięstwo. Pokrzepieni duchem rywalizacji udaliśmy się na śpiew, gdzie szlifowaliśmy piosenki zbiorowe. Po południu budowaliśmy ogromne konstrukcje z rurek PCV lub wcielaliśmy się w majestatyczne zwierzęta - oczywiście wszystko na potrzeby spektaklu. Po wieczornych Kompletach w różnych miejscach ośrodka wyplataliśmy kolorowe poncza.
Dzień V
Szalona karuzela ITP!
W piątek cały zespół dał z siebie 100%, aby popchnąć w rozwoju spektakl. Poranek spędziliśmy na intensywnym rozciąganiu oraz... wspólnym wpatrywaniu się w niebo, co było bardzo jednoczącym doświadczeniem. Następnie praca nad zgrywaniem poszczególnych części prologu i ostatnie próby wokalne z niezastąpioną Kingą. Po południu przygotowywaliśmy się do tegorocznych prezentacji, a po przerwie ćwiczyliśmy w grupach sceny dialogowe. Kolacja zaskoczyła nas wokalną modlitwą dziewczyn. W końcu nadszedł czas na gwóźdź programu - prezentacje pod hasłem "Maryla wiecznie żywa", a więc piosenki z repertuaru Maryli Rodowicz! Jak zwykle otaczała nas niesamowita atmosfera, a wzajemne pomysły wzruszały lub rozbawiały do łez. Mieliśmy też gości specjalnych - panią Justynę Głuszko, jedną z założycielek teatru, która przyjechała do nas wraz z mężem. Na koniec mogliśmy zaprezentować im nasze dotychczasowe postępy wokalne w kwestii spektaklu.
Dzień VI
Mkniemy jak rozpędzona maszyna!
Sobota była kolejnym dniem rozwoju naszego spektaklu. Z rana Marcin dał nam mieszankę ruchowego wycisku z medytacyjnym eksplorowaniem możliwości naszych ciał. Pożegnaliśmy także Kingę, która dokonała niemożliwego i w trzy dni nauczyła nas części wokalnych! Pracowaliśmy w niewielkich grupkach nad poszczególnymi scenami, aby co jakiś czas wspólnie zobaczyć wzajemne efekty. Wieczorem kończyliśmy kostiumy przy seansie filmu "Misja".
Dzień VII
Chwila oddechu.
Niedziela na warsztatach jak zwykle rządzi się swoimi prawami. Późniejsza pobudka, śniadanie i uroczysta Msza Święta. Następnie spotkaliśmy się, aby omówić nasz dotychczasowy progres i plany na nadchodzący sezon. Po obiedzie wybraliśmy się spacerkiem do Karolina, gdzie mieści się siedziba zespołu Mazowsze wraz z Centrum Folkloru Polskiego. Zwiedzając muzeum mogliśmy się dowiedzieć o historii zespołu oraz przyjrzeć się charakterystycznym elementom dla danej kultury ludowej. Po kolacji powtarzaliśmy teksty lub tańczyliśmy Salsę.
Dzień VIII
Drugi poniedziałek warsztatów rozpoczęliśmy od kontynuacji turnieju siatkówki, który pomimo niewielkiego wypadku, przysporzył nam dużo radości w duchu zdrowej rywalizacji. Później założyliśmy po raz pierwszy nasze stroje do prologu. Mimo że do ostatniego wkłucia igły w materiał nie byliśmy pewni, czy będą dobrze wyglądać, zdradzimy, że efekt jest bardzo ciekawy! W międzyczasie kończyliśmy sklejanie masek – niektórzy już nawet zaczęli je malować. Po obiedzie zajęliśmy się malowaniem scenografii, dopóki nie pojawiły się pierwsze krople deszczu. Wieczorem przeszliśmy do pracy nad sceną finałową. Ci wytrwalsi później wrócili do malowania masek, a reszta poszła spać…
Dzień IX
Drugi wtorek warsztatów przyniósł nagłą zmianę pogody, dlatego większość zajęć odbywała się w pomieszczeniach. Oczywiście nie przeszkodziło nam to w dobrej zabawie. Tego dnia dopracowywaliśmy ostatnie sceny naszego nowego spektaklu. Po kolacji założyliśmy stworzone przez nas kostiumy zwierząt i wybraliśmy się na tajemniczą sesję zdjęciową! Gdy skończyliśmy wszystkie zlecone nam zadania, cieszyliśmy się pierwszym wolnym wieczorem na warsztatach.
Dzień X
Przedostatni dzień warsztatów był bardzo owocny. Przez cały dzień intensywnie dopracowywaliśmy wszystkie sceny nowego spektaklu. Udało nam się zrobić przebieg całości, oczywiście robiąc przy tym przerwy na pyszne jedzenie przygotowane przez panie kucharki. Przyszedł też moment pakowania rzeczy warsztatowych, układanie materiałów wykorzystanych do kostiumów i rekwizytów, sprzątanie stolika z kawą i ciastkami, oraz ogólne porządkowanie sal. Wieczorem, po ciężkim dniu pełnym pracy, znaleźliśmy czas na relaks i małe spa w pokoju wspólnym.
Dzień XI
Warsztaty letnie już za nami…
Minęło 11 dni wspólnej pracy nad nowym spektaklem, ustalania planów na ten rok akademicki, oraz wspólne spędzanie każdej wolnej (lub nie-tak-bardzo-wolnej) chwili.
Był pot, były łzy (była nawet skręcona kostka i szpilka w stopie), ale BYŁO WARTO!
Warsztaty to naprawdę wyjątkowy moment w życiu członków naszego teatru. Wbrew pozorom, wspólna praca jednoczy najbardziej, a znajomości które tu powstają - często trwają już całe życie… W tym momencie mamy już przygotowane kostiumy i część scenografii, przed nami jeszcze drobne poprawki i dopinanie spektaklu na ostatni guzik.
/Miłosz Zajączkowski/
3 X 2024 - Oratorium Świętego Franciszka, kościół Braci Kapucynów, Krakowskie Przedmieście w Lublinie
Przez wiele lat w ITP miałem okazję zrobić bardzo wiele, dziwnych rzeczy. Wypić spleśniałą herbatę, czy też rozbierać się na scenie w powie każdym przedstawieniu. Oprócz właściwych spektakli Teatru w przeciągu roku jest bardzo dużo okazji do świętowania - dzień kobiet, walentynki, opłatek. Tworzy się wiele małych inicjatyw, które ubogacający naszą grupę. Zacząłem pisać małe etiudy okolicznościowe, takie „tylko dla nas”. Po wielu latach działania, ksiądz chciał sprawdzić, czy jestem w stanie napisać coś poważniejszego. Opowiedział również o propozycji, którą otrzymał od zgromadzenia Braci Kapucynów. Więc napisałem. Oratorium. Oratorium o św. Franciszku.
Było to dla mnie zdecydowanie inne doświadczenie. Napisać spektakl, który będzie wystawiony w kościele. Już nie tylko dla aktorów i aktorek ITP, ale dla ludzi z całego Lublina. Napisałem. Ksiądz dobrał pieśni i muzykę. Zebraliśmy grupę i tak pojechaliśmy na nasze warsztaty. Omawialiśmy, próbowaliśmy, czytaliśmy, rozmawialiśmy scena po scenie, piosenka po piosence. Pierwsze próby na naszej scenie. Tworzenie scenografii. Wielkich pudeł, na których trzeba było namalować wizerunki kościoła San Damiano i kapucynów na Placu Litewskim. Wyszywanie, klejenie, malowanie. Najwięcej problemów dawały balony napompowane helem. Ale i one zdały egzamin. Pierwsza próba w kościele i… i wtedy zacząłem się stresować. Czy to, co napisałem ma sens? Czy to „trafi” do ludzi? Czy w ogóle to jest dobre? Były obawy, ale satysfakcja, że to się osiągnęło była jeszcze większa.
Spektakl poszedł nam bardzo dobrze. Choć nie ukrywam, że przydałaby się nam jeszcze jedna próba ze wszystkimi rekwizytami i scenografią, ale i tak wydaje mi się, że stworzyliśmy wyjątkową rzecz. Dziękuję wszystkim, którzy brali w tym udział. W moim pierwszym dużym spektaklu.
Dziękuję…
/Marcin Strug/
25 X 2024 - "Noe. wakacje na Karaibach". Premiera.
Po prawie dwóch tygodniach owocnej pracy nad spektaklem ,,Noe. Wakacje na Karaibach”, pozostało nam niewiele czasu na ostatnie poprawki. Premiera zbliżała się wielkimi krokami. Próby były pełne emocji, za kulisami non stop słychać było upadające rekwizyty, (które magicznym sposobem nie chciały trzymać się ścian), a tekst ,,ARKA SIĘ WALI” towarzyszył nam bez końca…
Podczas próby generalnej, niezawodni fotografowie - Mariusz Kuszpa, Grzegorz Winnicki i Zbigniew Wójcik - wykonali nam wspaniałe zdjęcia.
Nadszedł czas premiery. Już od południa aktorzy kręcili się pomiędzy salą teatralną, garderobami i kantorkiem. Część poprawiała rekwizyty klejem na gorąco, niektórzy doszywali rozprute fragmenty kostiumów, (w grę wchodziły też agrafki - cudowny wynalazek), jeszcze inni walczyli z lakierem do włosów lub podpinali niesforne kosmyki wsuwkami.
Przed wybiciem na zegarach 18:00, wszystko było gotowe. Za kulisami panowało skupienie, sala teatralna była zapełniona, a na widowni słychać było pełne zniecierpliwienia rozmowy ludzi, oczekujących na pierwsze spotkanie z nowym spektaklem.
Po rozpoczęciu premiery przez naszego reżysera, księdza Mariusza Lacha SDB, zgodnie z tradycją na scenę weszły dawne aktorki Teatru ITP - Patrycja Malinowska i Paulina Borowa-Misiarz. Gdy w głośnikach pojawiły się pierwsze dźwięki prologu, aktorów opuścił cały stres. Zapomnieliśmy o wszystkim i pozwoliliśmy, aby w naszych głowach działo się tylko to, co tu i teraz.
Premiera się udała. Oczywiście, pojawiły się drobne pomyłki, takie jak przekręcenie lub pominięcie tekstu, przypadkowe włączenie świateł, czy problemy z arką (na scenie też postanowiła się zawalić), ale nie przeszkodziły one w dobrym odbiorze spektaklu. Po premierze, wybraliśmy się na bankiet… ale to już historia na inną okazję.
/Kamila Goś/
29 XI - "Noe. Wakacje na Karaibach" - Gdynia, przegląd teatrów amatorskich "Kurtyna"
17 XII 2024 - "Anioły Jacka Krawczyka" - etiuda wigilijna
Podczas listopadowej próby teatru wytłumaczono nam koncepcję oraz rozdzielono role do nadchodzącej wielkimi krokami etiudy wigilijnej. Okazało się, że Marcin Strug za zgodą księdza reżysera napisał etiudę na temat osoby związanej z naszym uniwersytetem, której życie weszło na szlaki cierpienia, ale również towarzyszącej jemu Miłości. Jako osoba, która stała się kandydatem do procesu beatyfikacyjnego, jest on dla mnie przykładem prawdziwego zaufania Bogu, oddawania cierpienia i życia z godnością.
Jacek Krawczyk pomimo bycia tytularną postacią tego fragmentu Opłatka uniwersyteckiego wskazywał na swoją Światłość, będącą dla niego wszystkim, której zaufał aż do śmierci, a która w kontekście Bożego Narodzenia jest w centrum wydarzeń. Etiuda przybliżyła nam (aktorom oraz widzom) jego osobę, fragmenty z jego zapisków i listów pisanych do ukochanych, jako dowód jego mocnej wiary i osobistego świadectwa. Ewa jako druga imiennie podana postać była jego żoną jedynie przez 9 miesięcy ze względu na chorobę na którą zmarł, natomiast pozostałe postacie będącymi aniołami stanowiły dwie grupy, które stawały po przeciwnych stronach argumentując za i przeciw.
Głównym rekwizytem stanowiło czarne pudełko symbolizujące żłóbek, z którego biło światło oświetlające Ewę, Jacka i w ostatniej scenie wszystkich aniołów pochylonych nad nim, będące dla mnie jednym z najpiękniejszych obrazków ze wszystkich etiud w których miałem okazję wziąć udział. Piosenka zespołu Stare Dobre Małżeństwo „Bieszczadzkie Anioły” rozpoczynała etiudę, lecz koniec ostatnich jej dźwięków przerwała zażarta dyskusja pomiędzy aniołami oraz upadłymi przedstawicielami aniołów. Kolejnymi zaśpiewanymi utworami była mniej znana piosenka zespołu Dżem „Ukryj mnie” wykonana przez Jacka i Ewę przedstawiająca romantyczne aspekty budowania swojej własnej rodziny w oparciu o miłość, oraz wykonano bardzo znaną piosenkę „Do kołyski” z wieloma przesłaniami dotyczącymi „prawdziwie doświadczonego życia”.
Ostatnie słowa wypowiadane przez jednego z aniołów podczas samego występu oraz prób wywoływały u mnie wielkie wzruszenie, nie tylko w obliczu Świąt Bożego Narodzenia, ale także kończącej się przygody jako aktora Teatru ITP, oraz nadchodzącego pożegnania z ważnymi dla mnie osobami. „Coś się kończy, a coś się zaczyna. Ty Boże znów się rodzisz. Przynosisz światło i nadzieję. Przynosisz zmianę na świecie, a przede wszystkim zmianę w nas. Coś się kończy, ale coś się zaczyna”.
/Rafał Dąbek/