(oczami Urszuli Kasprzak)

Styczeń 2005
U progu Nowego Roku niemal każdy stawia sobie za punkt honoru coś postanowić. Nie ukrywam, iż w tej kwestii nie jestem oryginalna i podążam, jak to ciele za tłumem, również też wymyślając sobie zadania, które z dniem 1 stycznia zamierzam wprowadzić w życie. Niniejszym zatem postanawiam, biorąc na świadków czytających te słowa, że będę systematycznie prowadzić nasz internetowy "Dziennik" tak, by nie wkradły się doń karygodne kilkumiesięczne luki.
I najpokorniej proszę o odzew w każdej postaci, bo to mnie motywuje do działania.

09.01.2005 - NIEDZIELA
Rozpoczęliśmy nowy rok Msza św.. na auli. Niestety, niewiele osób mogło się skupić na liturgii, a to za sprawą Anastazji Bukowskiej, która mało tego, że znacznie skróciła długość swoich włosów, to jeszcze demonstracyjnie obnosiła się z nową fryzurą, służąc jako ministrantka! Nie dziwi więc fakt, iż zaraz na ogłoszeniach Wielka Inkwizycja wprowadziła całkowity zakaz ścinania włosów, zapewne z troski o naszą duchowość...
Próba "Raju".. No, jak zawsze.. Mamy swoje "ulubione" kawałki: walkę i "wiatraczki" ("O dziele sześciu tych dni"), w których specjalnie się mylimy, żeby dłużej tańczyć do jakże porywającej muzyki tych utworów.
Jeśli chodzi o mój ulubiony fragment próby "Raju", to jest nim bezsprzecznie ten przed roślinkami, w którym obie z Izą klęcząc za stołem i zwijając zielony materiał, mruczymy pod nosem: "Przypinamy. przypinamy, przypinamy..."
Na koniec - konkurs dla wiernych czytelników i jeszcze wierniejszych fanów. Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto odprawił Mszę św.., o której była mowa w tym wydaniu "Dziennika"? (Dla ułatwienia dodamy, iż jest to najwyższa osoba w ITP). Na odpowiedzi czekamy do 9 lutego 2005r. (urszuleczka@interia.pl). Z konkursu wyłączeni są członkowie teatru oraz ich rodziny.
Ps. Pozdrowienia dla Gosi Józwik przesyła zielona koszulka z nadrukiem: "Świętość bucha radością Ducha".

11.01.2005 - WTOREK
Była to próba "Raju".. I pamiętam, że nie było Pauli-Od-Magicznego-Kluczyka.. i... tego.. Przepraszam.. Jestem trochę rozkojarzona. A to dlatego, że muszę się do czegoś przyznać. Nie jest mi łatwo mówić o tym.. Ale uważam, że skoro tyle nas łączy, to powinniście wiedzieć.. Otóż.. Albo nie! Lepiej takich spraw nie wywlekać na światło dzienne. Tak! Absolutnie! Potem się to obróci przeciwko mnie. Ale w sumie.. Może właśnie milczenie jest w tym wypadku gorsze? To co robić? Hmmm...(dłuższa chwila zastanowienia)... Dobra! Raz kozie śmierć!
Chciałam powiedzieć, że... mam słabość do nawiasów! (uff, kamień spadł mi z serca..) Strasznie je lubię w tekście i pewnie gdybym miała taka możliwość, to wszystko bym pisała w nawiasie! Być może są to jakieś pozostałości młodzieńczej fascynacji matematyką (Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, żyła sobie dzieweczka, co uczyła się w klasie mat-fiz). Mniejsza jednak o źródła tej słabości. Istotne jest to, że przyznaje się do niej otwarcie. I na ten przykład biorę cały wtorkowy wpis w wielki nawias :)
Konkurs: Co się wydarzyło 11 stycznia na próbie? Nagrodą jest kolacja z Koszałkiem-Opałkiem w pewnym klimatyzowanym lokalu przy ulicy Chopina.

13.01.2005 - CZWARTEK
Takiego "Raju utraconego" jeszcze nie było! Zaczęło się od tego, że bilety szły jak krew z nosa - czyli generalnie nie-fajnie. Ludzie podchodzili do stolika na holu z zapytaniem: "Kiedy jeszcze będziecie grali? Bo ten czwartek nie bardzo mi pasuje." Proponuje, aby każdorazowo minimum na dwa tygodnie przed planowanym spektaklem robić na KUL-u referendum, albo chociaż wstępną ankietę, w celu ustalenia dogodnego dla wszystkich terminu.
Już od 15.00 byliśmy na auli. Jarek z chłopakami rozstawiał sprzęt, Laszek z drabiny rozstawiał nas po kątach. Buja i ja przycupnęłyśmy za balustradką (gdzie Inkwizycja nas nie dojrzała) i wspominając święta, prasowałyśmy skrzydła anielskie.

Potem - tradycyjnie - fryzury, makijaże, rozgrzewko-rozśpiewki. Tylko wszystko 10 razy szybciej, bo miała być jakąś telewizja.. Pewnie polska.. Czy coś.. I oczywiście już byliśmy spóźnieni.
A sam spektakl zdominowała Jej Wysokość Złośliwość Rzeczy Martwych. Oto część z jej osiągnięć:
* Niebo po walce nie chciało się naciągnąć (widać było bose stopki ludzików ustawiających stół), poza tym ważyło chyba z dziesięć razy więcej niż normalnie. Gdyby nie pomoc Sibi, obawiam się, ze bym z tym bambusikiem odfrunęła!
* Odtwarzacz CD zaczął realizować własne pomysły i przed "Lamentami" puścił podkład do "Orgii". Zapewne po to, abyśmy lepiej złapali klimat.
* Podczas pierwszego :lamentu" zaczęła mi mrugać żaróweczka. Nie pomogły akty strzeliste, zaklęcia ani nawet hipnotyzowanie bateryjek. Urządzonko odmówiło współpracy i do końca sceny byłam duchem z czarną twarzą.
* W scenie Trójcy wysunął się zza kulis zupełnie bez uprzedzenia miecz. Uznał najwidoczniej, że jest niedoceniany i za mało gra.
* Najbardziej złośliwe ze wszystkich okazały się jednak reflektory. A fe! Wstydźcie się! Za karę zostaniecie skazane na 3 tygodnie ciężkich robót.

Kwiecień 2005
"Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr.
Wiosna! Znów nam ubyło lat.
Wiosna, wiosna wkoło..."
Z tą pieśnią na ustach wkraczamy w kolejny miesiąc pracy z ukochanym teatrzykiem ITP. Mieszkamy teraz pod nowym adresem: http://itp.kul.lublin.pl.
Strona internetowa po wiosennych porządkach lśni czystością. Cieszę się, że nie zostałam w ferworze sprzątania usunięta do kosza z redakcji "Dziennika" (a muszę się Wam poskarżyć, że niewiele brakowało) i mam zaszczyt nadal obserwować i komentować ITPową rzeczywistość. Jak widać, wciąż są luki w moich kronikarskich wpisach.. Ale cóż.. Postanowiłam więcej niczego nie obiecywać. Najwidoczniej "dziury to moja specjalność" (być może uczynię tę myśl życiowym motto).. Już jako mała siusiumajtka, będąc z Tatą na spacerze, śpiewałam z siostrą piosenkę o dziurkach (to znaczy: darłyśmy się wniebogłosy, a nasz rodziciel ze wstydu przeszedł na druga stronę ulicy).. Ale to może dokończę przy innej okazji.

01.04.2005 - PIĄTEK
Próba w Prima Aprilis?! To nie żart! Premiera "Niebieskiego Ptaka" zbliża się wielkimi krokami, więc Inkwizycji nie do śmiechu. Ale nam - humor dopisywał jak zawsze.
* Marcin Serafin przy okazji wyjmowania rekwizytów z magazynku strzelił Dżazwikowi na czole pieczątkę Koła Polonistów
* Podczas niszczenia aureolek, w których występowaliśmy na Wigilii, bawiliśmy się w grę pt. "Zgadnij, co wygiąłem z tego drutu?"
Potem ci bardziej utalentowani zajęli się wyrabianiem sztucznych ptaków (dwa skrzyżowane druty mocuje się taśmą i folia), a reszta dostąpiła zaszczytu oklejania sznurka błękitnymi workami na śmieci. Lach wyznaczył sobie funkcję najtrudniejszą: przechadzał się między ławkami i nadzorował, od czasu do czasu łagodnie strofując.
Wreszcie nastąpiło triumfalne wyjście na dziedziniec i pierwsze próbne loty. Początki były trudne: niektóre ptaszki poruszały się "na wstecznym" - ogonami do przodu (mając tym samym koniec kupra za przewodnika :), inne wpadały w jakieś dziwne turbulencje.. Na szczęście nikt nie został ranny.
Dodam tylko, iż najlepiej na dziedzińcu bawił się ksiądz Mariusz, który biegał z bambusem z miną wniebowziętego czterolatka, obdarowanego nową zabawką, pofukując sobie pod nosem. Dziewczyny jakoś nie podzielały entuzjazmu Reżysera.

02.04.2005 - SOBOTA
Zaczęło się o 13:00 podziwianiem kosmicznych butów Beaci (takich cudaków, jak żyję, nie widziałam!:))) i słuchaniem po raz kolejny muzyki do naszej najnowszej superprodukcji.
Gdy zdecydowana większość ITP.-owców wyplatała sieć, w której podczas spektaklu znajdzie się Mały, Sibi i ja zostałyśmy zmuszone do tarzania się po korytarzach i dziedzińcu w krępujących więzach z jaskrawoniebieskiego sznurka. W nagrodę ksiądz Mariusz pozwolił nam wymyślać z nim choreografię do kolejnej sceny.
A po powrocie do domu...

21:37...O Papieżu tyle powiedziano w ostatnich dniach... Jak o tym napisać, aby nie zbanalizować? Nie wiem. Może potrzeba zamilczeć? Milknę więc, ale nie ciszą pustą, głuchą, rozpaczliwą. To milczenie jest pełne spokoju i radości, bo Jan Paweł II odpoczywa już w Domu.

08.04.2005 - PIĄTEK
Są takie dni, kiedy po prostu trzeba przyjść. Po to, żeby:
· co najmniej 20 razy przemierzyć odległość między aulą a siedzibą Kola Polonistów
· szukać szpilek, zapodzianych bambusów, zagubionych rekwizytów
· mocować linkę, ustawiać dekoracje
· nawlekać nitkę i zszywać czarne materiały
· przykręcać nogi do stołu
· prasować skrzydła i płaszcze anielskie
· wymieniać baterie przy żaróweczkach
· przewietrzyć welony, kamizelki
Słowem: przygotować wszystko na spektakl.
Są tacy desperaci, którzy po prostu przychodzą...
Są takie pieśni, które powstają przy pracy, a których śpiewać zakazano. Pieśń jednak ma to do siebie, że im bardziej prześladowana, w tym większą siłę obrasta. I tą mocą wdarła się tu...
"Co powie Lachu?"
Dlaczego ta scena jest mała?
Gdzie zginął materiał do tła?
Czy można przesunąć parawan?
I czy stół ma tak stać?
Kto zabrał przedłużacz z kantorka?
Czy niebo prasować, czy nie?
Co powie Lachu?
Co powie Lachu?
Co Lachu nam powie, co na to odpowie nam dziiiiiś?
W tym miejscu ogłaszam KONKURS!!! Proszę ułożyć drugą zwrotkę pieśni. Nagrody - single z przebojem "Co powie Lachu?" w wykonaniu zespołu PTI - czekają! Odpowiedzi proszę pisać w Księdze gości/Wynurzeniach lub przesyłać na adres: urszuleczka@interia.pl

09.04.2005 - SOBOTA
Gramy "Raj utracony" na Dniach Otwartych Drzwi. Generalnie fajnie, brakuje tylko Dżazwikowej (z powodów rodzinnych). Przyjechała telewizja z Niemiec, co robi reportaz o Lublinie i duma nas rozpiera, że się załapaliśmy. Spektakl upływa bez większych wpadek, aż do momentu "Lamentow", kiedy to prawie cała ekipa wychodzi na korytarz po welony i żarówki. Dwie wybitne aktorki - Sibi i Nasti - zauważają brak swoich torebek oraz ich zawartości (zostają pozbawione dokumentów, telefonów, pieniędzy, kart bankomatowych, a nawet chusteczek do nosa). Nadmienić muszę, iż dobytek leżał na parapecie za dziekanatami, ponieważ nie dostaliśmy klucza do garderoby. Ja się w tym miejscu pytam: gdzie jest ta kultura przez duże KUL??? Bolesne to dla nas doświadczenie, tym bardziej, że kradzieży dokonał ktoś podczas przedstawienia, czyli wtedy, kiedy my, skoncentrowani na maksa, dajemy cząstkę siebie innym. Tym bardziej smutne, że dzień wcześniej cala Polska maszerowała w milczeniu, zapalała lampki, oddając hołd Papieżowi. I wydawało się, że jakimś cudem stajemy się lepsi...
Na koniec na poprawę nastroju - ranking: Kto dostał w głowę?
· Aldonka i Uluś walczyły tak zaciekle, że doprowadziły do wzajemnego
zderzenia czołowego (złośliwi twierdzą, iż Aldonka stała się ostatnimi czasy strasznie zazdrosna o Adiego)
· również w scenie walki Mały nie zasłonił się i w konsekwencji na
chwilę zamroczyl go cios miecza archanioła Seby (podobno Michał za długo rozmawiał z Dorotką przed spektaklem)
· Kinia oberwała krzesłem od Kasprzakównej po wizji wieży Babel (mówi się, że syndrom ChBCh powoduje u panny Kasprzak krótkotrwałe napady niekontrolowanej agresji)
O innych przypadkach nic nie wiadomo, ale niewykluczone, że ukrytej przemocy było więcej. Ofiary prosimy o zgłaszanie się do redakcji "Dziennika"
(informatorom zapewniamy anonimowość).
Ps. Nasti, Sibi! Ale za to jaki miałyście klimat na "Lamentach". Jak nigdy!;)
Ps.2. Apeluję do złodziei: Jeśli cokolwiek się szanujecie, na drugi raz zostawcie chociaż paczkę chusteczek higienicznych!!!
Ps.3. Państwo Oniszczukowie podali do publicznej wiadomości, iż są w ciąży!
Gratulujemy i życzymy zdrowia!

14.04.2005 - CZWARTEK
Już od 15.30 w podziemiach KULu trwały prace nad rekwizytami i elementami scenografii. Zastawiliśmy cały korytarz i biedni poloniści, chcąc się przedostać do siedziby koła, musieli przebrnąć przez kłębowisko sznurków, drutów i worków. Koniec końców przenieśliśmy się z całym majdanem na dziedziniec, czym wywołaliśmy ogólne poruszenie studentów, koczujących na trawie. Nie zwracając ZUPEŁNIE uwagi na zaciekawione spojrzenia, zajęliśmy się sobą, to znaczy: pracą oczywiście! Tak! Okazało się, że jesteśmy zgranym zespołem, lubującym się we wspólnych działaniach. Przykładowo przy rozcinaniu materiału pracowało siedem osób - pięć naciągało tkaninę, dwie obsługiwało nożyczki; zaś do oklejania sznurków taśmą (zadanie wymagające niezwykłej precyzji) stawaliśmy czwórkami... Nie rozumiem więc, dlaczego ulubione pytanie Mariusza tego dnia brzmiało: "Czy ktoś jest wolny?".
Efekty pracy to: gigantyczny latawiec na kiju, olbrzymia sieć, wózek z dziwną konstrukcją (która według znawców jest prototypem „Dziewczyny Lacha 3001") i sztuczne niebieskie ptaki - najpopularniejsza zabawka sezonu. Maj

05.05.2005 - CZWARTEK
Dzielimy się... Dzielimy się... Starzy i nowi... My i oni (zaleciało manifestem pozytywistycznym Świętochowskiego Aleksandra)... Ci z minimum dwuletnim stażem w ITP i „świeżo upieczeni"...
My - poszliśmy ćwiczyć dialogi z „Józka".
Oni - poddani zostali testom na fizyczną i psychiczną wytrzymałość. Inkwizycja zmusiła ich do wykonywania wymyślnych figur, chodzenia z zamkniętymi oczami, a nawet spadania ze stołu (z roku na rok tak zwane ćwiczenia warsztatowe są bardziej drastyczne).
My - wróciliśmy, aby przetańczyć układy.
Oni - zostali zwolnieni do domu, ale cześć chciała popatrzeć. Łapią bakcyla?
Kochani Nowi! Jeszcze się nie znamy, obserwujemy się nawzajem.. Ale... faaajnie, że jesteście. Wnieśliście ze sobą powiew świeżości, której tak nam było trzeba.:)
Ktoś kiedyś powiedział o ITP - Inicjatywa Temperament Pasja. Tego Wam życzę z całego serca - abyście je odnaleźli w sobie w czasie Waszej przygody w teatrze.
Kasprzak, ale strzeliłaś gadkę... W tym miejscu kończymy „Dziennik", bo jeszcze pani redaktor, nie daj Boże, zapragnie wspiąć się na wyżyny retoryki i - aby zahamować słowotok - trzeba będzie ją zakleić. A jak wiadomo - po „Niebieskim Ptaku" teatr cierpi na deficyt taśmy.

Lipiec 2005
Melanż, melanż, melanż...
Skończył się sezon, możemy odpocząć. Znalazłam rewelacyjny sposób na wakacyjny relaks - pilnuję dwóch urwisów w wieku 7 i 8 lat przez 9 godzin dziennie. Zdążyłam już zaliczyć przyśpieszony kurs badmintona, sędziowałam w zapasach, zwiedzałam maskotkowe ZOO w dużym pokoju, poza tym uzupełniam luki w wiedzy i po wakacjach mogłabym z powodzeniem wygrać teleturniej Pt. „Kochamy bajki dla dzieci".
A Wy jak tam?
Wiem, że Inkwizycja bawiła na rekolekcjach w Różanymstoku z delegacją ITP-owców, oczywiście.
A pozostali?! Piszmy! Dzielmy się newsami!! Łączmy się ze wszystkich miejsc Polski, i nie tylko, w internetowych relacjach z wakacji!!! Niech „Wynurzenia" rozbrzmiewają śmiechem, rozbłysną słońcem, zadrżą gorącymi opisami szaleństw!!!
Pozdrawiam serdecznie - Koszałek-Opałek na urlopie J

Sierpień 2005
Ruszyły przygotowania do „Odysei". Na ulicy Pawłowa (dla niewtajemniczonych siedziba Inkwizycji) zrobiło się gwarno od odwiedzających. Przychodzą pojedynczo, parami a także w trójkach. Dostaliśmy meldunek od sąsiadów zaniepokojonych odgłosami dochodzącymi z wnętrza domu salezjańskiego. Reporterzy bez zwłoki udali się pod wskazany adres, aby podpytać mieszkańców okolicznych posesji.
- Pani, co tu się dzieje.. No, przychodzą różni: i dziewczyny, i chłopaki. Zazwyczaj tam spokojnie było, rozmawiali, śmiali się, tam jakiej muzyki słuchali... Ale w ostatnią sobotę, pani, z żonką sobie w ogrodzie pracujemy, jabłka zbieramy. Bo to wie, pani redaktor, mamy taką jabłonkę, stara już i owoce się do jedzenia nie nadają, ale wyzbierać to to trzeba, bo spada, gnije pod drzewem, osy się zbierają i różne robactwo. I, proszę pani, nagle słyszymy jakieś dzikie wrzaski od „salezjan", z pokoju tego wysokiego, czarne włosy... Krysia! Jak on ma na imię, ten wiesz? No właśnie, od tego Mariusza. Ale to, powiem pani, to nie były takie krzyki: „aaa", tylko jakby kasłania, chrząkania, kosmiczne plumkania, jak pokazują czasem stwory w filmach sajen-fikszyn. My z żonką, niewiele myśląc, drabinę śmy do jabłonki przystawili, na drzewo prawie wyleźliśmy, bo stamtąd to, wie pani, widać ich okna. A balkon akurat otwarty był i w pokoju stoi dwóch chłopaków i dziewczyna, a ksiądz im pokazuje litery i oni się wtedy wydzierają, do każdej litery inaczej, raz ciszej, raz głośniej... A miny jakie przy tym robili, mówię, pani redaktor, to kabaret nie z tej ziemi. Potem tak sobie niby rozmawiali w tym dziwnym języku ufoludków, czy coś... Ja tam nic do „salezjan" nie mam. Jak tu była ta wielka burza i pioruny w nocy waliły, co zalało nam całą piwnicę, to przyszli i pomagali wodę wylewać. I ten czarny Mariusz też był. No robotne i uczynne chłopaki są. Tylko ja nie rozumiem tych ćwiczeń, co on im robi. Że to niby teatralne... Ja tam myślę, że to przesada i głupotami młodzieży głów napychać nie trzeba.
Bardzo dziękujemy sąsiadowi za wyczerpującą relację. Czyżby na Pawłowa ruszyły przygotowania do „Odysei... kosmicznej"?

Z wydarzeń towarzyskich sezonu:
Monika Wadowska (aktorka grająca tytułową rolę w spektaklu „Pinokio" Teatru Muzycznego) i Jarek Rudnicki (nasz akustyk) 13 sierpnia 2005 roku o godzinie 13.00 zawarli związek małżeński.:) Młodej parze gratulujemy, życzymy wiele szczęścia i radości.
Oczywiście za chwilę - warsztaty...