4 III - PIZZA - premiera

 

4 marca 2020 roku odbyła się premiera „małego spektaklu” ze Sceny Edukacyjnej Teatru ITP – Pizza. Po wielu miesiącach przygotowań, w końcu udało nam się ponownie spotkać z publicznością w sali CTW-02 na KUL-u. Pizzę mieliśmy wystawiać już na jesieni, jednak sytuacja pandemiczna, niestety, utrudniła nam to działanie. Ostatecznie, udało nam się zagospodarować więcej czasu na próby, skompletowanie i złożenie scenografii oraz na zwykłe rozmowy dotyczące spektaklu. Dzięki temu zagraliśmy kolejny, niepowtarzalny spektakl opowiadający o… małżeństwie. Temat, tak bardzo aktualny w dzisiejszym świecie. Oprócz przesunięcia premiery spektaklu, natrafiliśmy na kolejny problem. Bankiety popremierowe od początku działalności Teatru ITP są momentem ważnym i wszyscy się starają, aby takie spotkania się odbywały. Tym razem, bankiet nie odbył się w restauracji (znowu temat pandemii), ale za to mogliśmy razem świętować premierę w moim domu. Był to bardzo dobry czas na rozmowy o spektaklu, ale też do zwykłego spotkania, którego zawsze jest nam mało. Bankiet nie obył się oczywiście bez pizzy . Pamiętam, że ostatni goście wyszli z domu o godzinie 2 w nocy. Premierę Pizzy i bankiet uważamy za bardzo udane. Na każdy dzień była pełna widownia (oczywiście w ramach obostrzeń pandemicznych). Ten czas nam pokazał, że nawet w trudnym dla nas okresie możemy tworzyć wspaniałe rzeczy i cieszyć się nimi. To jest właśnie Teatr ITP.

/Marcin Strug/


14 III - ZAZDROŚNICE - pożegnanie z tytułem

 

Zazdrośnice… po niemal równych 2 latach grania (i niegrania z powodu pandemii) nadszedł czas, aby pożegnać Sabinę, Julkę, Ankę i Pati. Każda z nas dała swojej bohaterce cząstkę siebie, ale zaczerpnęłyśmy również coś od naszych postaci. Spektakl od samego początku stanowił duże wyzwanie. Zastanawialiśmy się z całą ekipą zazdrośnicową, jak w ciekawiej formie przedstawić monologi czterech dorastających dziewczyn, tak aby nie było nudno.

I przede wszystkim – jak mówić o rzeczach trudnych, niewygodnych, a przecież tak powszechnych w dzisiejszych czasach. Kilkukrotnie przyszło nam występować przed publicznością w wieku nastolatek, w które się wcielałyśmy. Nigdy nie powiedziano nam tego wprost, ale czułyśmy niejednokrotnie jak mocno działają na nich nasze słowa i gesty – było oczywiste, że mieli podobne doświadczenia. Kiedy Ksiądz Lach zapraszał nas do tej przygody, nie sądziłyśmy, że „Zazdrośnice” staną się swego rodzaju misją…

Jak to z pożegnaniami bywa, nie należą one do łatwych rzeczy. Już wcześniej planowaliśmy pożegnanie z tytułem, jednak przekładaliśmy to z powodu pandemii. Kiedy nasz spektakl schodził z afisza, w podobnym czasie w repertuarze pojawił się monodram Martyny Sabak pt. „Być jak Adele”. Zaplanowaliśmy maratony teatralne tak, że najpierw wystąpi Martyna, a tydzień później my, jednak na skutek zdarzeń losowych kolejność się zmieniła. Na nasze szczęście (i Martynki nieszczęście), gdyż zaraz po naszym pożegnaniu, znów zamknięto teatry. Zdążyliśmy dosłownie rzutem na taśmę, inaczej chyba nigdy byśmy się nie pożegnały.

Oczywiście, jak to kobiety, miałyśmy mnóstwo pomysłów jak ubarwić Zielony Spektakl, ale nasz zapał został szybko utemperowany przez męskie grono. Bardzo miłym aspektem „Zazdrośnic” był fakt, że podczas każdego przedstawienia jadłyśmy pizzę (którą notorycznie Itepowcy wyjadali nam po spektaklu). Podczas ostatniego występu pizza również została nam dostarczona, ale chłopaki-śmieszki zamówili tym razem… ostrą, zdaje się, że z jalapeño… Nasze miny musiały być bezcenne. Oczywiście nie mogło obyś się bez podziękowań i symboliki. Gratulowałyśmy Księdzu, że wytrzymał z czterema babami i wręczyłyśmy mu kłódkę (o której jest mowa również w spektaklu). Dołączyłyśmy do niej 4 kluczyki w kolorach bransoletek, które nosiły nasze bohaterki. Przygoda dobiegła końca, ale mamy nadzieję, że tekst Érica-Emmanuela Schmitta pozostanie w sercach. Naszych oraz publiczności.

/Marcela Simian/

 


25 IV - JUBILEUSZ TEATRU

 

Dwudziestolecie teatru studenckiego można porównać do stulecia instytucji państwowej  - podkreślił podczas jubileuszu 20.lecia istnienia Teatru ITP rektor KUL ks. prof. Mirosław Kalinowski. W dorobku teatru znajduje się niemal 40 spektakli i ponad pół tysiąca wystąpień na scenie. - Przyjmujemy waszą aktywność z wielkim szacunkiem i uznaniem i dziękujemy za nią – mówił rektor.

 

Pierwszy spektakl teatru ITP miał być jednorazową przygodą teatralną grupy przyjaciół, zgromadzonych wokół ks. Mariusza Lacha, salezjanina, wówczas studenta polonistyki, a obecnie adiunkta w Katedrze Dramatu i Teatru KUL. Był to spektakl ruchu oparty na biblijnej przypowieści o perle, wystawiony podczas KULturaliów 2001. Ta mała inicjatywa z 2001 roku zapoczątkowała szereg różnych przedstawień i występów. Teatr ITP w tym czasie wychodził na scenę 533 razy. Przede wszystkim w Lublinie, ale też w wielu innych miejscowościach Polski.

 

Na repertuar teatru składają się spektakle tworzone przede wszystkim z myślą o młodym widzu. Przedstawienia skłaniają do refleksji nad poruszanym tematem i nad samym sobą, a tematyka dotyczy życiowych wyborów i kryteriów, którymi warto się kierować na co dzień. Scenariusze czerpią przede wszystkim z dwóch źródeł: Biblii oraz dzieł literatury polskiej i światowej. Stąd teatr określany jest jako chrześcijański, choć z nazwy nim nie jest. Rektor KUL podkreślił, że w każdym człowieku tkwi pragnienie dotknięcia najgłębszych pokładów duchowości, transcendencji. - Twórczość Teatru ITP wydobywa z człowieka, to co w nim najlepsze, nawet jeśli tytuł przedstawienia nie dotyka bezpośrednio tematów, które odnosimy do świata wartości duchowych – mówił, dodając, że teatr może liczyć na wsparcie ze strony władz uniwersytetu. – Cieszę się, że możecie pokazywać cały swój potencjał, swoją radość, swój dynamizm i optymizm w odczytywaniu świata – dodawał.

 

Ks. prof. Kalinowski zwrócił uwagę, że teatr wyróżnia się wśród innych organizacji studenckich długoletnią aktywnością. - Dwudziestolecie teatru studenckiego można porównać do stulecia instytucji państwowej – podkreślił. To w dużej mierze zasługa lidera i jego charyzmatu – mówił, składając podziękowanie ks. dr. Mariuszowi Lachowi.

 

Prorektor ds. studentów i doktorantów dr hab. Krzysztof Narecki, prof. KUL jako filolog klasyczny zwrócił uwagę na obecne w przedstawieniach Teatru ITP odniesienia do starożytnej Grecji. - W przedstawieniach widać połączenie trzech elementów: śpiew, muzyka, taniec, które były obecne na scenach teatrów greckich. – mówił. Życzył także, aby teatr w kolejnych latach rozwijał się i kwitł: Utinam vivat, floreat, crescat.

 

/Paulina Borowa???/


 

19 V - NABÓR DO ITP

 

To był ten dzień. Dzień, w którym kilkoro z nas dołączyło do tej niesamowitej przygody. Zapewne dla większości mieszkańców Lublina było to po prostu słoneczne, majowe popołudnie, jednak tych kilkoro śmiałków przydreptało na KUL pełni lęku, ale także nadziei.

 

Kiedy zszedłem do przepastnych piwnic, w których mieści się słynne CTW-02, powitała mnie sama Teresa Janeczek. Wbrew ostrego charakteru tej postaci, który pamiętałem ze spektaklu, Paulina okazała się być przemiłą osobą i skutecznie obniżała nasz poziom stresu w tamtych chwilach. Na miejscu było już kilku kandydatów siedzących na korytarzu. Zaczęliśmy rozmawiać i szybko wyszło na jaw, jak wiele nas łączy, na czele z poczuciem humoru. Po kolei byliśmy wzywani na scenę, a pozostali trzymali kciuki za przesłuchiwanego. Wszyscy wracali z pozytywnymi wrażeniami. Po prezentacji umiejętności wokalnych, dalsza część castingu była naprawdę swobodną i przyjemną rozmową. Przynajmniej tak ją zapamiętaliśmy, pomimo poważnych twarzy księdza Mariusza Lacha oraz Urszuli Kasprzak-Wąsowskiej, którzy zasiadali wtedy w komisji. Po wszystkim zostałem jeszcze porozmawiać z Pauliną, co ostatecznie skończyło się utratą rachuby czasu i dopiero zamykający salę ksiądz Mariusz wyrwał nas ze wspólnych dywagacji.

 

Wyniki castingu niespodziewanie pojawiły się już pod wieczór. Większość kandydatów z tamtego popołudnia działa teraz prężnie w ITP, inni obrali odmienną, ale z pewnością równie satysfakcjonującą drogę. Zapewne był to casting jak każdy inny. Nie mniej, ważne jest jakie skutki idą za takimi przesłuchaniami. A dla ludzi włączających się w działalność teatru są one ogromne. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Miłosz Zajączkowski

 


VII 2021 - KANTORKOWE REWOLUCJE

 

Kantorek. Pomieszczenie, gdzie przechowuje się kostiumy, rekwizyty, elementy scenografii, oświetlenie itp. Bynajmniej nie jest to pieszczotliwa od wyrazu „kantor”, gdzie handluje się walutą... Chociaż w sumie, w ITP można ubić całkiem dobry interes jeśli dysponuje się odpowiednią ilością wsuwek albo jedzenia.

W każdym razie, kantorek to miejsce gdzie aktorzy rozmawiają, spożywają posiłki, umawiają się na indywidualne próby - czyli ogółem spędzają dużo czasu. I jak to bywa w życiu: tu coś przesuną, tam czegoś szukają i odłożą na inne miejsce, jeszcze gdzie indziej zdejmują z wieszaków stroje i.. Ups! Na ziemię spadło kilka ubrań - potem się powiesi. Kiedy zrobi tak jeden człowiek, nic wielkiego się nie dzieje. Jednak, gdy niemal 20 osób wprowadza tam swoje zmiany, kantorek wygląda jak jedno wielkie pobojowisko. Przyznaję, też przyłożyłam to tego rękę.

Na krótko przed pandemią odbywało się sporo spektakli, co wiązało się z koniecznością ciągłego wnoszenia i wynoszenia scenografii, więc w kantorku panował bałagan. Ostatnio jednak, kiedy sytuacja covidowa uległa poprawie, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Ekipa w składzie: Pati, Marcela i Konrad przybyli w poniedziałek rano (niemal o wschodzie słońca) na KUL. Byli oni pełni optymizmu i zapału do pracy, który niestety prędko przygasł. Nie wiadomo było od czego zacząć. Czego się nie dotknęli, wszystko leciało na głowę. Zdecydowali pozbyć się rzeczy, które ewidentnie nie nadawały się do użytku. Nie było widać końca. Po jakimś czasie przybyła nowa energia w postaci Jonasza. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn - siły były wyrównane i praca szła szybciej. Ale do końca było jeszcze baaaaaasrdzo daleko. Po 5 godzinach zdali sobie sprawę, że w jeden dzień się z tym nie uporają. Umówili na następny dzień, na godzinę 10:00. Jak zdecydowali, tak zrobili. Nasza trójka nie szczędziła sił. Wsparci później przez Rafała, dokonali rewolucji. Przez 11 godzin (ni mniej-ni więcej), dopingowani nawet przez panów portierów i panie sprzątaczki, wynosili 160-litrowe worki, zmieniali ustawienie mebli, porządkowali kostiumy.

Efekt końcowy - niesamowity! Trudno teraz poznać to pomieszczenie, w którym zrobiło się mnóstwo wolnej przestrzeni oraz miejsca, aby na spokojnie usiąść i odpocząć. Miejmy nadzieję, że ten porządek utrzyma się jak najdłużej.

Ale jakby tak podsumować zyski i straty:
-przenoszenie mebli -> bolące plecy
-wynoszenie śmieci -> bolące nogi
-uśmiech Księdza Mariusza, gdy zobaczył uporządkowany kantorek -> bezcenny

PS Wszystko, czego należało się pozbyć z 010, lecz nie można było wyrzucić - ekipa sprzątająca zaniosła do  "starego kantorka" CN-P04. Teraz tam jest istny rozgardiasz i potrzeba kogoś, kto zrobi porządek. Chętni?

/Marcela Simian/


5-19 IX - Warsztaty teatralne ITP – Czerwińsk/Lublin

 

Tegoroczne warsztaty teatralne rozpoczęły się 5 września w Czerwińsku nad Wisłą. Gościnne mury salezjańskiego klasztoru odwiedzamy regularnie już od kilku lat. Na początku trochę spraw organizacyjnych, ustalenie dyżurów porządkowych, przedstawienie przez księdza Mariusza planu pracy nad nowym spektaklem - Sztukmistrzem. A zapowiadało się bardzo intensywnie! W dzień próby choreograficzne z Justyną, próby wokalne z Ulą, próby indywidualne i łączenie poszczególnych elementów w całość z głównym reżyserem, 3 posiłki i msza przed obiadem. Wieczorem zaś obowiązkowa integracja w kawiarence.

Nie obyło się również  bez stałych punktów dodatkowych. Wtorkowy wieczór zdominowały prezentacje wokalne, tym razem pod hasłem "piosenki z Listy Przebojów Trójki z roku urodzenia wykonawcy/ów". W niedzielę – dzień oddechu i odpoczynku – zrealizowaliśmy sesję zdjęciową pod tytułem "Ja, ale jakby nie ja". Niekonwencjonalne pomysły na przedstawienie siebie dały wyraz naszej wybujałej wyobraźni i kreatywności. Główny nacisk położony był na użyciu w jak największej ilości farb do twarzy, ciekawych strojów lub peruk. W krótkich przerwach między sesjami prób, jak również pod osłoną nocy, część aktorów ITP pod kierownictwem Krzysztofa-Greina zaangażowała się ponadto w tworzenie filmu (co stało się już w zasadzie tradycją). Pulp, bo taki otrzymał tytuł, to film gangsterski z nieszablonową fabułą.

Z Czerwińska wyjechaliśmy 14 września w poczuciu dobrze wykonanej pracy. Przez ponad tydzień zbudowaliśmy wiele scen do nowego spektaklu, pod okiem (a w zasadzie uchem) Uli nauczyliśmy się wszystkich piosenek, stworzyliśmy całkiem solidny szkielet sztuki, choć wiedzieliśmy, że przed premierą czeka nas jeszcze dużo pracy. Warto dodać, że dla części z nas (choćby dla piszącego te słowa) były to już ostatnie warsztaty wyjazdowe – zgodnie z nowo ustalonymi zasadami aktorzy z rocznika 1997 i starsi w przyszłym roku rozpoczną już nowe przygody życiowe poza Teatrem ITP.

Ale… wyjazd z Czerwińska nie zakończył naszych codziennych spotkań, bo już od środy 15 września rozpoczęliśmy drugą część warsztatów. Tym razem na miejscu, w Lublinie, kontynuowaliśmy wspólną pracę. Zmienił się jednak temat – po półtora rocznej przerwie wznawialiśmy Pieśń nad pieśniami! I tu znowu dużo pracy, gdyż nie było to tylko przypomnienie, a ogromna reorganizacja spektaklu. Część aktorów w międzyczasie odeszła, a w ich miejsce weszły teraz całkiem nowe osoby, co sprawiło, że Pieśń zyskała zupełnie odświeżoną formę. Ostatnim dniem lubelskiej części warsztatów była niedziela 19 września. I to tyle. Teraz przed nami (ufamy w to mocno) rok pełen grania. Czekaliśmy na to długo i oby nic nam w tym już nie przeszkodziło.

/Kamil Kanadys/


19 IX - Migawki ze SZTUKMISTRZA - XVII Lubelski Festiwal Teatralny

 

Mimo deszczowej aury udało nam się wystąpić na niewielkiej scenie rozłożonej na Placu Teatralnym podczas Lubelskiego Festiwalu Nauki. Co prawda deszcz i ziąb nieco wystraszył potencjalnych uczestników widowiska, nie zabrakło jednak niestrudzonych, wytrwałych obserwatorów, którzy byli zainteresowani zaistniałym zamieszaniem. Ubrani w jesienne płaszcze (stały motyw i podstawowy rekwizyt naszego teatru) wyszliśmy na scenę i zaśpiewaliśmy kilka chwytliwych piosenek ze "Sztukmistrza" (których dopiero co nauczyliśmy się na warsztatach). Utwory przeplecione były krótkimi opisami najważniejszych scen i głównych postaci "Sztukmistrza", co by przybliżyć widowni pewien kontekst całego musicalu. W przeciągu pół godziny występu próbowaliśmy zarazić publiczność energią w ten pochmurny dzień i tym samym - prezentując drobną zajawkę ze spektaklu - zaprosić na premierę. 
/Klara Frąkała/
11 XI 2021 - Premiera SZTUKMISTRZA
 
Główni bohaterowie wspominają grę w "Sztukmistrzu"

 

„ - To znaczy, że nie ma Boga?

- Jest, oczywiście. Ale nikt z nim nie rozmawiał. (...)”

11 listopada był dniem wyczekiwanej premiery. Pełen stresu, niepewności nie dawał od dawna o sobie zapomnieć. W ten dzień nie można było uniknąć poczucia nerwowości, którą chyba każdy z grona naszego teatru starał się równoważyć życzliwością.

Nieustająca niepewność. Po raz ostatni trzeba było upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu, że jesteśmy wszystkiego zupełnie pewni ‒ że jesteśmy zwarci i gotowi. W końcu chcemy wypaść jak najlepiej. I w tamtym momencie powoli odkrywam, że w pewien sposób ten ruch i presja mnie nie dotyczą. Nie mogą mnie dotyczyć.

Kim jest Jasza Mazur? ‒ w mojej głowie rodzi się pytanie. Czy to dotknięty Bożym palcem mistyk, czy wracająca do domu szumowina i dziwkarz? (Znam odpowiedź, ale wprost jej tu nie zamieszczę).

Na szczęście występ odbył się całkowicie pomyślnie. Wypracowany ruch i mowa sceniczna spotkały się – w tym miejscu mam nadzieję, że nie przesadzę ‒ z powszechnym uznaniem. Na każdym kroku słychać było gratulacje. Towarzyszyło nam uczucie szczęścia i spełnienia. Natomiast ja oprócz tego odczuwałem także nadzieję. Na to, że widzowie zapamiętają chociaż jedno: krzyk za martwą Magdą, gorzkie słowa Emilii, pieśń bojącej się o męża Estery.. Płacz, krzyk, złość, samotność i pustka, żal i modlitwa. Od premiery minął już niemal rok, a ja ciągle mam nadzieję, że widzowie będą te rzeczy pamiętać. W końcu występują one w życiu każdego człowieka. A biorąc pod uwagę Boga dla wielu będą one brzmieć jak rzeczywistość, która musi się odbyć. I chyba właśnie to jest mój osobisty fenomen, który dostrzegam w „Sztukmistrzu” ‒ siedząc w domu, komforcie, bez pragnień i poszukiwań nie poznamy tego, co przygotowało na nas życie. Może będziemy uznani za pijaka, uwodziciela bądź oszusta, a może spotka nas inny los. Będziemy wyrządzać krzywdy i będziemy ich żałować. Ich unikanie na siłę nie jest dobrym pomysłem. Nasze zadanie jest inne, pozornie proste: aby zasłużyć na prawdziwe przebaczenie. Aby na samym końcu ‒ bez względu na to, jak wyglądać będzie rozwiązanie naszych spraw ‒ powiedziano o nas, że jesteśmy niewinni.

/Tomasz Matysek/

 

"Sztukmistrz" jest dla mnie wyjątkowy, ponieważ to mój pierwszy spektakl na deskach Teatru ITP, w którym jestem od samego początku. Przyszło mi w nim zagrać rolę Estery - żony Jaszy. Na co dzień jestem energiczną osobą. Młodym, niepokornym duchem, który nie może usiedzieć na miejscu. Na scenie natomiast, musiałam odnaleźć w sobie pokłady dojrzałości zamężnej kobiety, poświęcającej życie Bogu oraz mężowi, który nie zawsze był względem niej lojalny. Niezmiernie mnie cieszą takie wyzwania. Może zabrzmi to górnolotnie, ale praca nad tą postacią pozwoliła wyzwolić tę część mnie i mojej osobowości, której nie pokazuje często na próbach. Ta na co dzień wesoła Patrycja, potrafi być poważna. Uważam, że scena jest najlepszym miejscem by mówić o wartościach, moralności i wierze. Muzyka, kostiumy, choreografia, scenografia.. Wszystko to złożyło się na niesamowity spektakl. Bardzo podoba mi się jego mroczny klimat, przełamany scenami z dużą dawką humoru. Ze względu na moje zamiłowanie do stylu "Warszawki" po pożegnaniu tytułu - kilka ubrań z owych scen na pewno trafi do mojej szafy .

/Patrycja Malinowska/

 

Praca nad „Sztukmistrzem” była dla mnie dużym wyzwaniem. Musiał minąć dłuższy czas, zanim zrozumiałam kim jest grana przeze mnie postać - Emilia. Jednak, gdy nauczyłam się nie tylko wypowiadanych kwestii, a przede wszystkim emocji, z jakimi musiała zmierzyć się ta postać, na spektaklach nie obyło się bez strat w postaci rozbitych dzbanków. Odnoszę wrażenie, że współtworzenie tego spektaklu z innymi osobami we wspólnych scenach i piosenkach było dla mnie bardzo rozwijające teatralnie oraz przede wszystkim wokalnie. To był mój pierwszy większy spektakl w ITP, któremu podczas tworzenia towarzyszyłam od początku do końca. Widziałam jak się zmieniał, ewoluował ze spotkania na spotkanie, jak wiele pracy włożyła każda zaangażowana osoba. I każda ta chwila poświęcona „Sztukmistrzowi” odbijała się później w oczach moich zachwyconych bliskich, którzy wyjeżdżali z Lublina nucąc usłyszane piosenki. I za każda z nich jestem teraz bardzo wdzięczna.

/Magdalena Zawadzka/

 

„Sztukmistrz” był moją ostatnią premierą w ITP. Na koniec tej pięknej, 5-cioletniej przygody przyszło mi wcielić się w Zewtel – jedną z czterech kobiet tytułowego bohatera. Odkąd tylko pamiętam słyszałam od ludzi, że moja uroda bardzo przypomina żydowską, dlatego zawsze obsadzali mnie w roli Maryi. Tym razem również grałam Żydówkę, jednak mojej postaci zdecydowanie daleko było do świętej.

Zewtel, kobieta zostawiona przez męża z długami zmuszona była chwytać się wszelkich sposobów, aby przetrwać. Szczerze zakochana w Jaszy starała się go zatrzymać siłą swojej kobiecości. Pełne pasji, namiętności i bliskości sceny były niesamowitym doświadczeniem teatralnym. Dziękuję Tomkowi za zaufanie i emocje, które towarzyszyły nam podczas pracy nad spektaklem.

„Ladacznica spod Lublina” (jak zwykliśmy ją nazywać między sobą) pozwoliła odkryć moje zupełnie nieznane wcześniej wcielenie, które było zaskoczeniem dla moich bliskich, znajomych, a chyba najbardziej - dla mnie samej. Podczas premiery wiedziałam już, że niestety nie dogram spektaklu i z bólem w sercu będę musiała pożegnać się z Zewtel. Czuję jednak, że moja Następczyni pokocha ją tak jak ja, a wcielanie się w tę postać da jej „satysfakcję i spełnienie”.

/Marcelina Simian/

 

 


4 XII 2021- SZTUKMISTRZ, który się nie odbył
 
Są takie wydarzenia, które na długo zapadają w pamięć. Jednym z nich na pewno był maraton Sztukmistrza, który ostatecznie się nie odbył. Godzinę przed rozpoczęciem sobotniego spektaklu dostaliśmy informację o niedyspozycji jednego z aktorów.
Z troski o bezpieczeństwo naszych widzów, musieliśmy podjąć trudną, ale jedynie słuszną decyzję o odwołaniu nachodzących spektakli. Nie było to łatwe, nie chcieliśmy zawieść przybyłych już gości. Jednak w obliczu kryzysowej sytuacji umieliśmy wspólnie usiąść do rozmowy, wymienić się poglądami - zjednoczyć się w imię dobra ogółu.
Ku naszemu zdziwieniu informacja o odwołaniu wydarzenia została przyjęta w sposób dla nas zaskakujący. Zebrani goście nie tylko uszanowali naszą decyzję, ale co więcej, okazali nam zrozumienie i wsparcie, obdarowując nas gromkimi brawami. Pomimo, że nie udało nam się wystąpić to ten dzień na długo zapisze się w pamięci wszystkich członków Teatru ITP.
/Dominik Borek/